Znowu nad Gopłem…
Wpis dodano: 17 września 2012
Wróciłem z Kobylnik pod Kruszwicą, gdzie już po raz ósmy prowadziłem warsztaty w ramach Ogólnopolskich Literackich Spotkań Pokoleń. To była ich XXIV edycja. Za rok jubileusz!
Głównym organizatorem jest bydgoski WOK i jego „literacka dusza”, czyli Krysia Wulert, a jej prawą ręką Magda Jagiełłowicz znad Gopła. Corocznie na tę imprezę przyjeżdża 35 poetów z całej Polski, ale rekrutacja jest nietypowa, bowiem uczestników wyłania się poprzez konkurs. Ja tam występuję za „mentora od warsztatu”. I corocznie zmieniała się towarzysząca mi osoba; byli wśród prowadzących m.in. Józef Baran, Jan Z. Brudnicki, Stefan Jurkowski, Marek Wawrzkiewicz i Bohdan Zadura. W tym roku Karol Samsel, który zrobił furorę swoją erudycją, kompetencją i urokiem.
Z owych 35 poetów przyjechało na imprezę także wielu mi znanych, m.in.: Maria Borcz, Mateusz Brucki, Beata Klary, Adam Ladziński, Sławek Płatek, Kacper Płusa, Ala Podlas, Grażyna Rochna, Ala Rzepecka, Dorota Ryst, Andrzej Szaflicki, Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz, Krysia Woźniak, Majka Żywicka-Luckner… Dlatego czujemy się tam dobrze, a nowe, pojawiające się twarze ożywiają co roku te spotkania i wnoszą ze sobą nowe klimaty.
Poeci jeżdżą drugiego dnia imprezy do okolicznych szkół. Właśnie w tym dniu popołudniu mieliśmy arcyciekawy wykład Jana Kondraka na temat piosenki poetyckiej, a że Kandrak jest jednym z liderów Lubelskiej Federacji Bardów, to wiedział, co mówi, nie mówiąc już o tym, że jego wykład był znakomity. Zaraz potem pobiegliśmy pod Mysią Wieżę na koncert Federacji – wspaniały, porywający, rozgrzewający… I bardzo poetycki! Spotkania kruszwickie mają szczęście do tych koncertów; nie pamiętam, by któryś był nieudany, występowali tu „dla nas” w poprzednich latach m.in.: zespół Czerwony Tulipan, Edyta Geppert, Janusz Radek, Tadeusz Woźniak…
Trzeciego, czyli następnego dnia Karol i ja katowaliśmy poetów, a poeci nas. Uff, to był maraton – całodzienna analiza tekstów, co w gruncie rzeczy jest głównym punktem i powodem Spotkań. Mam nadzieję, że na coś z Karolem się przydaliśmy. Wieczorem ognisko – tyleż beztroskie, co poetyckie, atawistyczne, co frywolne – ale już do końca nie dotrwałem… Zmęczenie materiału… A w niedzielę powrót do domów, ale bez pośpiechu i jeszcze w atmosferze rozgrzanych rozmów… Jakby nie dość ich było, bo przecież gadaliśmy codziennie od rana do wieczora, przepraszam, do rana…
Zawsze wyjeżdżałem z Kruszwicy zadowolony i nasycony „bywaniem literackim”. Poznałem tam wielu ciekawych ludzi, czułem się tam dobrze. W ogóle jestem zwolennikiem takich imprez, bo z jednej strony są to jednak „spotkania zawodowe”, lecz z drugiej integrujące nasze środowisko. Jesteśmy rozsypani, jesteśmy „w drugim obiegu kultury”, gdybyśmy się nie spotykali, bylibyśmy jeszcze bardziej osamotnieni i obcy dla siebie, rozsypani po kątach i rozpyleni w przestworzach niedefiniowalnych…
A to nasza kobylnicko-kruszwicka siedziba