Zmęczenie
Wpis dodano: 30 czerwca 2017
Coraz częściej telepie mi się po głowie myśl, by wycofać się z aktywnego życia literackiego. Nie dlatego, że się „obraziłem” (no bo niby dlaczego?); raczej dlatego, że czuję się zmęczony. Ta ogromna góra owoców jest nie do skonsumowania. A jej selekcja – trudna. Wiem, że cokolwiek wiem o literaturze, ale też wiem, że jej nie ogarniam. Wieloletnie komentowanie literatury jest bez wątpienia zajęciem ciekawym, lecz też przypomina pyrrusową pracę. Rozważam trzy scenariusze.
Pierwszy: nie ograniczać czytania, ale ograniczyć komentowanie. My, recenzenci, często pracujemy na zamówienie czasopism lub portali literackich. To nasza codzienna robota; oczywiście rzadko kiedy opłacana, bo na ogół „charytatywna”. Tak się porobiło i do tego nawet przyzwyczailiśmy się. Można by tę „usługowość” mocno ograniczyć i pisać tylko recenzje z własnego wyboru. Może to byłoby bardziej komfortowe?
Drugi scenariusz: nie komentować, nie recenzować w ogóle. Raczej opisywać literaturę „z lotu ptaka”, czyli analizować zjawiska i trendy, sprzątać „panoramę całości”, a nawet bawić się w przewidywanie przyszłych traktów literackich.
Trzeci scenariusz: cofnąć się wstecz, tzn. że jeśli jest się w zaawansowanym wieku i ma za plecami kilka dziesięcioleci życia literackiego, to warto by posprzątać tę stajnię Augiasza. Napisać „swoją historię literatury”.
No i właśnie te wszystkie trzy scenariusze wymagałyby ucieczki od zjawisk bieżących.
Hm, sam już nie wiem… Mówię tu na głos raczej o swoim zmęczeniu, ale jestem racjonalistą i zapewne pozostanę w tym miejscu, gdzie jestem. Bo też nie wiem, czy w ogóle mam czas na przeformatowanie swojej pracy krytycznoliterackiej. No, i w ogóle czy to jest praca? Raczej nie, to jest dobrowolnie wybrane zajęcie, które przecież od tylu lat sprawia mi satysfakcję.
No więc nie wyciągajcie z tego wpisu żadnych wniosków ani komentarzy. Żyje się, pisze się, marudzi się. I w ogóle to jest nie nagorzej…