Złamać pióro?
Wpis dodano: 30 października 2017
Myślę, że najszczęśliwszym losem pisarza jest nieustannie pisać książki i istnieć na tzw. rynku. To wcale nie musi być tempo typu „co rok prorok” – wystarczy co kilka lat wydać nową książkę, nie gorszą od poprzednich. Wtedy po prostu istniejemy w czytelniczej pamięci.
Przez wiele lat tak właśnie wrastał w naszą pamięć czytelniczą Edward Redliński (rocznik 1940). Prozaik sporej klasy, autor sławnej Konopielki, ale m.in. i takich książek jak Listy z rabarbaru czy Nikiformy… W latach 90-tych Redliński wyjechał do USA, gdzie spędził trochę lat, ale owocem tamtej emigracji były kolejne, świetne i ważne książki, m.in. Dolorado, Krfotok, Szczuropolacy, Cud na Greenpoincie…
Tak, Redliński w swoim czasie był w czołówce naszych prozaików (i chyba nadal jest). Był uhonorowany wieloma nagrodami, miał tzw. famę. Kilka jego książek było zekranizowanych. Po powrocie z USA jakby zaczął gasnąć. Nie wiem, czy coś pisze jeszcze, czy nie, ale ucichł. Złamał pióro czy co? Wycofał się z literatury? On, człowiek sukcesu, nagle jakby od długiego czasu jest nieobecny.
Posłużyłem się powyżej przykładem Redlińskiego; przykładem dla mnie niewytłumaczalnym: wycofać się z drogi literackiej? A niby dlaczego? No, tego nie wiemy. A może Redliński pisze „dzieło swojego życia” i jeszcze nas zaskoczy? To niewykluczone, ale też wielce niepewne.
Znaliśmy się. Ze dwa lata temu widziałem go na Dworcu Centralnym w Warszawie, jednak bałem się podejść: był jakby nieobecny i wpatrzony w martwy punkt. Bałem się, że będę natrętem.
No ale teraz pytanie: dlaczego „posłużyłem się” powyżej Redlińskim? Ech, bo to jedna z zagadek naszej weny twórczej. Jedni z nas „łamią pióro”, coś w nich wygasa. Inni często obrażają się na literaturę – to raczej narcyzy, którzy mieli o sobie lepsze zdanie niż ich wydawcy lub nieliczni czytelnicy. Jeszcze inni piszą jak szaleni (za chwilę przegonią Kraszewskiego), lecz są mało znani i skąpo czytani. Ale nie przejmują się, bo mają wysokie zdanie o sobie.
Moim zdaniem przede wszystkim powinniśmy żyć normalnie i bez jakiegokolwiek literackiego zadęcia. Pisanie traktować jak hobby, ale przede wszystkim żyć pełną piersią. Jest sukces – to dobrze; nie ma sukcesu – żyje się dalej i jak najbardziej zwyczajnie. Sukces jest nagrodą; brak sukcesu jednak nie powinien nam obrzydzać życia. Nadmiar nieskromnych ambicji zabija. „Nadmiar życia” niechaj nas cieszy.