Złamać pióro
Wpis dodano: 7 kwietnia 2017
Standard jest taki: jeśli zaczniemy pisać, wydamy pierwszą, drugą książkę, to już będziemy pisać i – jeśli się uda – wydawać do końca życia. Różnie ta kariera naszego pisania się potoczy. Widoczny sukces odniesie garstka autorów, pozostali, nie rezygnując z pisania, pozostaną w peletonie. A ten peleton autorski dzisiaj tak liczny, że już połapać się nie można.
Bywa i tak, że niektórzy „łamią pióro”. Z różnych powodów. Weszli na ścieżkę literacką, a potem gdzieś przepadli. Mnie w głowie siedzi szczególnie przypadek Tadeusza Mocarskiego. Byliśmy w jednym czasie studentami warszawskiej polonistyki, lecz Tadek jakieś dwa, trzy lata wyżej. Jeszcze jako student wydał zbiór wierszy pt. Dedykacje. Ten tomik to był hicior! Ja i koledzy czytaliśmy go z zapartym tchem; niektóre wiersze znaliśmy na pamięć. Tadek był od nas starszy – rocznik 1943. Po skończeniu studiów trafił do miesięcznika „Poezja”, gdzie wciągnęli go redaktor naczelny, czyli nasz profesor Jan Zygmunt Jakubowski (u którego pisałem pracę magisterską o Andrzeju Bursie), i jego asystent dr Jan Witan. No i tak potoczyła się kariera Tadka. Wszyscy mu jej zazdrościliśmy. Jednak po Dedykacjach Tadek nie przeskoczył już samego siebie. Minęło trochę lat i wycofał się całkowicie z życia literackiego. Został bukinistą, tzn. założył księgarenkę w okolicach Placu Wilsona na Żoliborzu.
Potem jeszcze zaistniał jedną książką, ale zupełnie inną. Pochodził spod Jedwabnego i zapewne ta bliskość spowodowała, że po latach napisał książkę pt. O Jedwabne, Jedwabne. To ważna książka!
A teraz Tadeusz gdzieś mi zupełnie zniknął. Nawet w Internecie nie za bardzo go widać. Być może siedzi tam sobie na Żoliborzu w swojej księgarence. Ale ja nigdy nie zapomnę wierszy z Dedykacji – one mnie „rozgrzewały”. Nie umiem sobie wytłumaczyć jego zniknięcia. W latach 70-tych on rósł na znanego poetę.
Zapewne takich „niedokończonych karier” znaleźlibyśmy w literaturze więcej. Strata po niektórych autorach jest żadna, ale po innych – jak w powyższym przypadku – duża. Jakimi ścieżkami to wszystko chodzi? Nie wiem, ale na pewno bardzo indywidualnymi. Jedni łamią pióro z powodu przerostu niezaspokojonych ambicji, innym wygasa talent, jeszcze innym busola życia wiruje jak oszalała.
Po upływie czasu dowiemy się, kto przetrwał, kto nie. Mocarski na pewno trwa mocno w mojej pamięci. Ale gdy wymrze nasze pokolenie, to wymrze także większość jego nazwisk. Vanitas vanitatuum et omnis vanitas! I jakbyśmy na to się oburzali, to taka jest kolej rzeczy. Jednak warto, nawet przez moment, być mocarnym jak Mocarski, ech…