Żegnaj, Henryku!
Wpis dodano: 22 czerwca 2012
21 czerwca zmarł Henryk Bereza. Miał 86 lat.
Był krytykiem wyrazistym, bardzo określonym, wpływowym. Wpływowym dlatego, że jego działalność miała wymierny wpływ na literaturę współczesną. Zajmował się przede wszystkim prozą. Najpierw sekundował nurtowi tzw. „literatury wiejskiej” i stał się „papieżem” tego, co kryło się za takimi nazwiskami, jak Myśliwski, Redliński, Pilot… W latach 70. szczególnie zainteresował się młodą prozą i pracując dla warszawskiego wydawnictwa „Iskry” oraz w „Twórczości”, wylansował ruch tzw. „rewolucji artystycznej” w prozie. A kryły się za tym nazwiska tak oryginalnych autorów, jak Łuczeńczyk, Rudzka, Rutkowski, Samojlik, Siejak, Słyk, Smektała… Wymienienie ich wszystkich jest tu po prostu niemożliwe… Bereza był otwarty na „nowy język prozy” i czuł, że młodzi autorzy go czują. Sekundował im jak ojciec, promował, stwarzał egidę. Z jego wieloletniego felietonu „Czytane w maszynopisie” dowiadywaliśmy się, co ciekawego w prozie piszczy, zanim jeszcze braliśmy do ręki kolejne książki. Za Berezą kroczyli, a potem buławę przejmowali kolejni wybitni krytycy, tacy jak np. Roch Sulima czy Leszek Bugajski.
W kawiarni „Czytelnika” na Wiejskiej można było Henryka spotkać niemal codziennie. Ja poznałem go w roku 1976, gdy miał 50 lat. Pracowałem wówczas w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej i przyszło mi być sekretarzem konkursu na powieść. Henryk był ważnym jurorem w tym teamie, któremu przewodniczył Jarosław Iwaszkiewicz. Pamiętam rzecz niebywałą: przeczytał maszynopisy i podczas obrad jury odgadywał po stylu niemal każdego autora schowanego za godłem. Takie miał ucho!
W ostatnich latach wydrukował trzy swoje książki w szczecińskim wydawnictwie „Forma”. Nie były to już teksty krytycznoliterackie, lecz literackie. Henryk obnażył w sobie pisarza. I pozostał wierny temu, w co zawsze wierzył: nowemu językowi i nieszablonowej narracji, w której przegląda się nieszablonowość życia i świata. Bo tylko one warte są literackiego trudu i zapału!
Żegnaj, Henryku!