Wstępujemy, zstępujemy…
Wpis dodano: 17 lipca 2013
Przyłapałem się na tym, że coraz częściej myślę o tzw. „wierności pokoleniowej”. Konkretnie: czy jako krytyk debiutujący 40 lat temu i związany z generacją z przełomu pierwszej i drugiej dekady powojennej nie powinienem zająć się podsumowywaniem moich roczników, zamiast gonić wciąż za nowościami, jakie serwują nam tzw. generacje wstępujące.
„Mamy swoich poetów” – tak mówi i ma prawo mówić każde pokolenie.
Dzisiaj to hasło jest szczególnie zrozumiałe, ponieważ nowy styl życia, nowy język poezji, przemiana stylistyk, kanonów i w ogóle „świata przedstawianego” powodują, że literatura wyraźnie odrywa się od modeli zastanych i wprowadza nowe wizje i dykcje. Tak powinno być.
Proszę więc nie myśleć, że będę pomstował na nowe kanony prozy i poezji. O, nie! Ale mogę mieć prawo przymknięcia okna od strony gwarnej ulicy i wysiadywania na balkonie od podwórka, gdzie ciszej i widok na stary ogród oswojony.
Miałem szczęście żyć w dobrym czasie literatury. Gdy szedłem do podstawówki, październikowa odwilż obalała socrealizm. Literatura po 1956 roku była wspaniała; sypnęła nazwiskami obecnych klasyków, którzy byli moimi „braćmi starszymi”. Potem przyszło Pokolenie Współczesności, Orientacja Poetycka Hybrydy, Nowa Fala, Nowa Prywatność i moi rówieśnicy o znanych dziś i markowych nazwiskach. Dzisiaj przechodzimy na emerytury, nie robimy wokół siebie jazgotu, piszemy tak jak umiemy, ale nasza publiczność się kurczy. Ponieważ kolejne nowe fale są w wieku naszych dzieci i postrzegają nas jako zgredów. Uwaga: nie piszę tego ani z wyrzutem, ani z żalem. To zjawisko uważam za naturalne i powtarzające się w dziejach literatury.
Stawiam sobie tylko pytanie: co ja tu jeszcze robię? Nie wiem, ale wiem, co chciałby robić. Chciałbym napisać historię literatury swoich roczników, zwłaszcza opisać dekady lat 70-80-tych i spiąć je klamrą od lat 60-tych po 90-te. Jestem świadkiem, uczestnikiem i czytelnikiem tego 40-lecia. Młodzi choćby nie wiem jak wierzyli, że od nich zaczyna się poezja, dowiedzą się tego, co ja wiem teraz za kolejne 40 lat i zaczną opisywać „swoje czasy”.
Tak, opisać swoje czasy… Do tej roli zbliżam się coraz bardziej…