Wstęp czy posłowie? « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Wstęp czy posłowie?

Napisałem wstępy lub posłowia do ponad 120 książek, głównie opatrywałem nimi (i robię to nadal) tomiki poetyckie. Zdarza się, że wydawca zwraca się do mnie z takimi propozycjami, ale najczęściej proszą o to sami autorzy.

Sam nie jestem entuzjastą tego typu komentarzy. Od oceny tomiku przede wszystkim powinny być recenzje pisane po ukazaniu się książki. Wstęp lub posłowie mają pewną, wpisaną w istotę takiego tekstu, „niezręczność” – przecież krytyk nie pisze go po to, by powiedzieć czytelnikowi: „nie czytaj tego, to jest złe lub takie sobie, szkoda twojego czasu”. Krytyk jest tu „wynajmowany”, żeby zachwalać, żeby dowartościować autora, przekonać czytelnika, że to jest warte lektury. A więc ta utylitarna rola komentarza czasami wchodzi w otwarty konflikt z prawdą. Komentarz pełni w tomikach rolę reklamową i sam ten fakt jakby podważa jego szczerość czy rzetelność. Stawia krytyka w roli „usługodawcy”.

Oczywiście nie twierdzę tym samym, że jest to sytuacja nagminna. Prawdziwą przyjemnością jest zachwalenie tomiku dobrego – wtedy mamy satysfakcję, że „współuczestniczymy” w wydaniu i promowaniu dobrej książki. Nie chcę więc demonizować zjawiska; wyłapuję tu tylko jego najsłabszą odsłonę.

Co robić? Prosta sprawa – pisać komentarze do tomików dobrych, odmawiać pisania do złych lub takich, do których nie mamy przekonania. Sam wielokrotnie odmawiałem właśnie z powyższego powodu, ale też zdarzało się, że „dowartościowywałem” wiersze ponad to, co o nich sądziłem. W takich przypadkach rolę odgrywają powiązanie koleżeńskie, sytuacje, w których odmowa „posługi” jest z jakichkolwiek powodów niezręczna.

Niedawno miałem w tej mierze zdarzenie wyjątkowo wyraziste. Wydawca poprosił mnie o posłowie do wierszy starszej pani. Przysłał plik. Czytanie zmierzwiło mnie zgrozą – wiersze niezwykle tradycyjne i staroświeckie, nie mające oczywiście żadnych wyróżniających się cech oryginalnych. I cały tomik bogobojno-dewocyjny, kapiący od „automatycznego” wychwalania Kościoła i Jana Pawła II, na dodatek uzależniony od „licheńsko-toruńskiego” modelu religijności. Typowa postludowa amatorszczyzna ociekająca wtórnością i beztalenciem. Pytam: jak krytyk może się pod zachwalaniem czegoś takiego podpisać? Oczywiście odmówiłem zdecydowanie i stanowczo.

Zdarzało mi się także parę razy powstrzymać autorów od wydania planowanego tomiku. Mówiłem: to najgorsze, co do tej pory napisałeś/napisałaś. Czasami trafiałem do przekonania – mam nadzieję, że z korzyścią dla autora.

Po co to wszystko piszę? Głównie po to, by uświadomić autorom, że przeceniają „dźwignię promocyjną” wstępów lub posłowi, że czytelnik po przeczytaniu tomiku i tak wie swoje, i tak będzie miał o wierszach własne zdanie. Już wolałbym w niejednym tomiku przeczytać autokomentarz autorski – po to, by dowiedzieć się czegoś o intencjach, pasjach i nadziejach autora, o jego stosunku do własnych zamiarów i realizacji.

A poza tym? A poza tym autorzy nadal będą chcieli egzegezy na temat swojego pisania, co naturalne, a ja i inni krytycy nadal będziemy pisać te komentarze. Byle byśmy mieli tę kreskę, poniżej której nie schodzimy.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP