Wina-dręczycielka
Wpis dodano: 21 sierpnia 2011
„Poczucie winy nie jest tożsame z winą, czasami wina jest niewspółmierna do poczucia, a czasem dawno naprawiona, bywa też, że niekiedy urojona. Poczucie winy to jedno z najdoskonalszych narzędzi manipulacji, nawet automanipulacji…” – tak powiedziała mi w rozmowie jedna z moich znajomych.
Zatkało mnie, bo nigdy w ten sposób nie myślałem. A przecież ten sąd jest głęboki i może być „zbawienny” dla wielu osób, które z jakichkolwiek powodów żyją w poczuciu jakiejś winy.
Istnieje jednak także wina niesubiektywna; wina obiektywna, wynikająca z faktów, a nie mniemań czy autosugestii. Jak ma doznać ekspiacji ktoś, kto np. naprawdę kogoś skrzywdził czy – powiedzmy – zabił człowieka, prowadząc auto w stanie nieważkości alkoholowej? Wina jest w nas lub jej nie ma, ale jest także ponad wszelkim subiektywizmem, co kodyfikuje prawo.
Na pewno manipulowanie czyjąś winą jest jednym z najgorszych świństw. I wtedy dochodzi do sytuacji absurdalnej: „manipulatorzy” stają się także winni. Ubrani w sędziowskie togi, sami wyrzucają się poza nawias moralności. Galimatias! I w takiej jatce etycznej żyjemy od wieków.
Ach, gdyby był możliwy niezawodny portret Doriana Graya! Taki, w którym byśmy naprawdę widzieli oblicze własnej winy. I gdybyśmy ten portret mogli pokazać przed każdym nazbyt surowym sądem. A jeśli nasze odbicie w płótnie byłoby jednak zbyt straszne – na nic zdałoby się szukanie rozgrzeszenia.
Piekło, oczywiście, istniałoby nadal. Najgorsze jest jednak to, które sobie wymyślamy sami dla siebie i to, które inni fundują nam z podszeptów własnego infernum…