Warto wspominać
Wpis dodano: 2 grudnia 2016
W miniony piątek (25.11.) byłem w Muzeum Broniewskiego na spotkaniu autorskim Pani Marii Broniewskiej-Pijanowskiej, która wydała książkę pt. 44739. Wspomnienia o Marii Zarębińskiej – aktorce. To bardzo piękna i bardzo poruszająca książka. Napisana przy współudziale Anety Kolańczyk (poetki i animatorki życia literackiego w Kaliszu) znanej nam jako Teresa Rudowicz. Obie Panie zaprzyjaźniły się, stworzyły znakomity tandem, a teraz w wielu miejscach prezentują tę książkę, która – na szczęście – przyciąga publiczność. Bo jest to książka poruszająca.
Pani Maria to córka tytułowej postaci tej książki, a ojcował jej właśnie Władysław Broniewski z Zarębińską przez wiele lat związany. To była rodzina piękna i szczęśliwa – zachowały się listy, zdjęcia, no i przede wszystkim wspomnienia, które tu znajdziecie.
Maria Zarębińska (1904-1947) była piękną kobietą i nieźle zapowiadającą się aktorką. Ale ich szczęśliwy czas przerwała wojna. I rozdzieliła rodzinę, bowiem Maria trafiła do Auschwitz. Te cyfry w tytule książki – 44739 – to jej numer obozowy wytatuowany na przedramieniu. Na szczęście przeżyła ten czas, lecz nie na długo. Po wojnie leczono ją w klinice w Zurichu na nierozpoznaną chorobę, która okazała się białaczką. Niestety, leczono bezskutecznie. Pozostały po Zarębinskiej także dwie książki – Opowiadania oświęcimskie i Dzieci Warszawy. Córka, Maria, też została aktorką i może dlatego ma fenomenalną pamięć. Opowiada miniony czas w takich szczegółach, że tylko pozazdrościć.
Ale ja tu nie chcę referować szczegółów. Ja tu chcę napisać kilka słów o wspominaniu. Im jesteśmy starsi, tym więcej mamy do opowiedzenia. Ciekawe czasy pomnażają tę szansę. Mówi się wprawdzie z przekąsem: bodaj byś żył w ciekawych czasach, ale może to i lepsze niż pejzaże Arkadii?
Ja należę do pierwszych roczników, które dziś dobiegają „słusznego wieku” bez doświadczenia wojny, ale też mają o czym opowiadać. Oj, mają! W zasadzie każdy ma, jednak niektórzy z nas dużo i ciekawie. Zresztą pamiętniki, dzienniki i „zapiski na mankietach” są chętnie czytane. Niby drobiazg, ale przecież ocalający aurę naszego czasu i pamięć po ludziach.
Nasza pamięć może być „taśmą filmową”, sepiowym dagerotypem, odszukiwaniem straconego czasu no i „indywidualną wersją historii”. Oraz pozostawieniem śladu po sobie.
Po co pozostawiać ślady? No, tego to ja dokładnie nie wiem. Tyle ich, że giniemy w ich mętliku. Zawsze jednak są ludzie, którzy mają coś więcej do opowiedzenia. Dużo widzieli, dużo przeżyli…
Czytałem książkę Marii Broniewskiej-Pijanowskiej, teraz słuchałem jej wspomnień i nadziwić się nie mogłem szczegółom, jakie zapamiętała.
Moja recenzja z tej książki ukaże się w grudniowym lub styczniowym numerze miesięcznika „Twórczość”.