Warsztaty poetyckie
Wpis dodano: 22 kwietnia 2016
Warsztaty literackie „przyjęły się” w Polsce i są imprezą lubianą. Nie wiem, ile corocznie ich jest, ale niemało. Ja uważam siebie za weterana, bowiem od lat prowadziłem warsztaty w różnych miejscach. Najdłużej, bo chyba osiem lat z rzędu, w Kobylnikach pod Kruszwicą, które do teraz organizuje bydgoskie RSTK, czyli Krystyna Wulert – oddana sprawie z zapałem. Podobnie jak Czesław Ganda z Gorzowa, który mnie tam i do nieodległego Garbicza ściągał niejednokrotnie (tamte warsztaty kojarzą mi się bardziej z „plenerem poetyckim”). W tym roku będę „batożył” adeptów poetyckich w Głogowie, dokąd po raz kolejny pojadę z radością. Tam „spiritusem movensem” jest Krzysztof Jeleń od lat zaangażowany w głogowskie życie kulturalne po uszy.
Warsztaty dzielą się na dwa typy. Jedne są lokalne – małe grupki poetów organizują je dla własnego, wąskiego środowiska (na takie warsztaty jeździłem np. do Szczecinka). Drugie mają rozmach ogólnopolski, tzn. ściągają adeptów poezji niemal z całego kraju. Im towarzyszą dodatkowe imprezy, np. spotkania autorskie, panele dyskusyjne, koncerty, wystawy obrazów, plenery malarskie itp… Iluż ja wspaniałych artystów widziałem dzięki temu w kruszwickim amfiteatrze pod Mysią Wieżą czy na głogowskich scenach – to moje!
Czasami warsztaty prowadzimy parami, a więc jest dwójka mentorów. Ja na przykład miałem przyjemność występować w tandemie m.in. z Janem Z. Brudnickim, Stefanem Jurkowskim, Dorotą Ryst, Mirką Szychowiak, Markiem Wawrzkiewiczem, Bohdanem Zadurą…
Samo meritum warsztatów jest proste: ich uczestnicy prezentują swoje wiersze, a mądrale tacy jak ja pokazują palcem, co w tekstach jest dobre, a co złe, co dodać, a co skreślić itp. Koleżeństwo też może komentować usłyszane wiersze, innymi słowy dyskusje nad tekstem pokazują autorowi, gdzie błądzi lub jaką ścieżką – dobrą – powinien iść. Zdarza się też, że zadajemy na warsztatach adeptom zadania – muszą na poczekaniu napisać wiersz na zadany temat lub formę (np. sonet). Po co? Po to, że „technologia pisania” to ważna sprawa. Pobudzenie autoświadomości i wprawy autorskiej jest główną rolą warsztatów. Różnie z tym bywa. Jedni doznają autorefleksji, która dobrze im posłuży, inni nie przyjmują żadnej krytyki i nadal będą tkwili w samozadowoleniu. Spotykam na warsztatach dwa typy autorów. Pierwszy typ to dobrzy, początkujący poeci. Czują bluesa. Im w zasadzie warsztaty są niepotrzebne, bo sobie radzą, ale „integracja środowiskowa” i „żywioł dyskusji” ich tu przyciąga. Drugi typ to adepci „niereformowalni”, czego zresztą nie przyjmują do wiadomości. Im warsztaty raczej nie pomogą.
Poznałem na warsztatach „aspirantów” wówczas nikomu nieznanych, a dziś już znanych i cenionych poetów. To duża przyjemność mieć takich słuchaczy.
A moja refleksja ogólna? Jednym warsztaty są przydatne, innym nie. Na pewno nikomu nie zaszkodzą, na pewno niektórym pomogą. Z tą poezją to w ogóle istny kołowrotek. Można by poklasyfikować różne modele talentu – na jednym biegunie stoi model poety uzdolnionego „od urodzenia”, na drugim poety, który ciężko dochodzi do dobrego poziomu. Ale dochodzi.
Tak czy inaczej warsztaty lub w ogóle uczestnictwo w jakichkolwiek dysputach literackich to czas nie stracony. Gdybyście z zapałem kolekcjonowali znaczki pocztowe, to też raz w tygodniu chodzilibyście na spotkania kółka filatelistów. Mieć pasję to piękna sprawa, a mieć talent to sprawa trudna acz nie beznadziejna.
PS. A gdy już nasi warsztatowicze staną mocniej na „twórcze nogi” i zamarzą o wydaniu pierwszej czy kolejnej książki, to polecam im najpierw lekturę znakomitego artykułu pt. „Pisarzom się wydaje” Marcina Zwierzchowskiego w tygodniku „Polityka” pod linkiem: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1613159,1,chcesz-byc-autorem-ksiazki-najpierw-zaplac.read