Trzecia pora życia
Wpis dodano: 1 listopada 2016
Listopad dla Polaków niebezpieczna pora – napisał Wyspiański. No więc mamy kolejny listopad. Niekoniecznie niebezpieczny (to się okaże), ale – jak zwykle – niezbyt sympatyczny. Może będzie słoneczny i w miarę ciepły. I cudnie rozbuchany w swojej kolorystyce. Ale życie nas uczy, że listopad kapryśnym lubi być.
W listopadzie drzewom liście opadają, a ludziom czasami ręce. Butwieje to, co dały nam wiosna i lato. Może pojawić się szron na szybach – wtedy stoisz w oknie, ale świata nie widzisz. Zresztą po co masz widzieć? Napatrzyłeś się na ten świat i nic nowego już nie zobaczysz.
Cztery pory roku są w sporej mierze ekwiwalentem egzystencjalnym. Jakąś uniwersalną matrycą. Wiosna to, jak wiadomo, młodość, lato – dojrzałość, jesień – schyłkowość, a zima – brrrrrr. Wszystko to w sumie oczywisty banał, ale jednak i ciekawostka, że mechanizmy Natury są paralelne wobec sekwencji ludzkiego żywota. No więc chyba jesteśmy jednak cząstką Natury, a nie „bytem osobnym”.
Bardzo o tym nie pamiętamy! Wybiliśmy się z Natury na samodzielność, lecz to chyba tylko złudzenie i nasza pycha. Rozwój cywilizacji stworzył nam świat alternatywny, który zaczął dominować. Z jednej strony – to fakt; z drugiej – złudzenie. Ostatnie słowo znowu będzie miała Natura.
Nie wszystek umrę – napisał Horacy, poeta jasny i witalny. To jednak dane jest tylko wybranym. Można jeszcze trochę pożyć w pamięci rodzinnej, nieco dłużej w zbiorowej. Lecz w końcu przyjdzie dzień ostatecznej apokalipsy. Ziemia zmurszeje i rozsypie się w proch. Więc po co to wszystko?
Nie wiem, po co. Ale pięknie było. Warto było. Gdyby tego nie było, to gówno by było…