Sztuka polemiki
Wpis dodano: 24 października 2016
Jest takie stare powiedzonko: przyczepiło się gówno do okrętu i mówi: my płyniemy! O co tu chodzi? Ano o pychę, o narcyzm, o nieskromne nadwartościowywanie samego siebie. Do czego piję? Otóż ostatnio czytałem kilka polemik w różnych sprawach – nazbyt przerysowanych, nazbyt zacietrzewionych, nazbyt pewnych własnego zdania.
Każda polemika jest z natury rzeczy sporem, wyrażaniem odmiennego zdania. Sztuka polemiki nie powinna jednak wyrywać nam cugli z rąk. Kiedy zacietrzewimy się, możemy puścić te cugle, a wtedy rumak emocji zagalopuje się zbyt daleko. Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów, to „nauka”, a może raczej taktyka (opisana przez Schopenhauera), której zasady warto przestudiować.
Zacietrzewiony polemista potrafi wymyślać argumenty i wprowadzać konteksty, które są niezbyt à propos. Wszystko mu się kojarzy z jego racją. Egzemplifikacja argumentów jest rozszerzana do wymiarów typu „a co to ma do rzeczy?”. Erotomanowi wszystko kojarzy się z dupą, a polemiście z własną racją. W końcu może się nawet rozpocząć rzucanie kamieniami. Przytyki ad personam także wchodzą w rachubę. Ostatnimi czasy (bardzo przecież gorącymi) także – co widać gołym okiem – argumenty merytoryczne wikłane są w kontekst polityczny. Polemika pisowca i peowcem nierzadko zamienia się w pyskówkę. Meritum odpływa gdzieś na bok…
Ech, te emocje… Gdy rozum śpi, budzą się demony. Demony irracjonalne i pozbawione kunsztu dialogowania. Pozostaje tylko pytanie: czy ten kunszt zawsze musi prowadzić do zgody? Nie, absolutnie nie. Adwersarze niechaj pozostaną przy własnym zdaniu, ale jakże byłoby to piękne, gdyby nie rozchodzili się jako wrogowie. Trudna sprawa, zwłaszcza teraz, gdy Polacy zaczynają się dzielić. W jakiejś Orwellowskiej wizji Polska mogłaby wytyczyć w sobie granicę. Po jej jednej stronie niechaj mieszkają „ci”, a po drugiej „tamci”. I niechaj rządzą się po swojemu. Ale to też niemożliwe, bo zaraz po obu stronach muru powłaziliby na drzewa snajperzy i zaczęliby strzelać do siebie.
Co ciekawe: często polemiści nie zdają sobie sprawy, że racja może być podzielona. Jedna jej część należy do pierwszego, druga do drugiego. Mogliby osiągnąć jakiś consensus, jednak są do tego niezdolni. Jak mówił stary Kargul: racja musi być po naszej stronie. I basta!