Syndrom tęczy
Wpis dodano: 5 października 2018
W poprzednim wpisie pisałem o skandalicznym i wieloletnim zamiataniu „pod dywan” pedofilii w Kościele. Mleko się teraz rozlało i zobaczymy jak będzie wycierane. Ale uświadomiłem sobie, że Kościół to nie tylko księża, to także siostry zakonne. Nie mam na temat ich życia za murami żadnej wiedzy, bo i po co miałbym ją mieć? Ale pośród kobiet są także lesbijki. Nie można wykluczyć, że są one także w zakonach. Jednak to już zupełnie inna kwestia. Pedofilia jest przestępstwem, lesbijstwo czy pederastia (dowiedziałem się z Internetu, że 30% księży to geje) dzieją się za obopólna zgodą. I wara nam od komentowania takich inklinacji.
Nadmierna nasza skłonność do potępiania „odchyłek” jest nieuzasadniona. Rodzimy się tacy lub inni. Nie potępiajmy tych innych – oni są takimi ludźmi jak my. Zaglądanie im pod pierzynę to ohydna skłonność.
Symbol tęczy powinien być zrozumiały. Ja wolałbym mieć wokół siebie lesbijki lub pederastów niż tych, którzy ich nie tolerują.
Tak rodziły się pogromy i wojny! A przynajmniej anatemy. My zawsze byliśmy „lepsi”, a tamci „gorsi”. Czystość rasy była wydawaniem wyroków na rasę odmienną. A przecież kalejdoskop ludzki jest poniekąd bogactwem. Zamiast tym się cieszyć, to – łagodnie mówiąc – utyskujemy. Brakuje nam tolerancji, bo my jesteśmy „normalni”.
Gen „lepszości” panoszy się od zarania. Gen „równości” ciężko się przyswaja. W społecznościach „wielorasowych” (na przykład w USA) nauczono się z biegiem czasu tolerancji i zwyczajnego współżycia. W społecznościach „własnych” wciąż mamy z tym problem. Winna temu historia. Ale przecież Polacy wciąż mają – mówiąc delikatnie – dystans np. do Żydów. Szkoda, że mało wiedzą o ich wielowiekowej tułaczce i pogromach.
No cóż… Może pokolenie moich wnuków zrozumie to, czego nie rozumiało pokolenie moich ojców i dziadków.