Sukces « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Sukces

Rewelacyjny po dzień dzisiejszy Tadeusz Boy-Żeleński w swoich nie mniej rewelacyjnych Słówkach zamieścił wiersz pt. Franio. Ten Franio był w okresie chłopięcego dojrzewania. No więc dobry doktor wziął trzy ruble i kazał mu moczyć w kuble. Jednak nie wiemy czy kuracja pomogła.

To nieco tak, jak krytyk powinien leczyć młodych poetów. Trzech rubli krytyk już nie bierze, ale moczyć każe. Zwłaszcza głowę pod zimną wodą.

Kuracja jest trudna. Młody poeta / poetka piszą w stanie unisonym. Czują, że odkryli Amerykę, choć Ameryka już dawno odkryta. No, ale trzeba wleźć w łajbę poezji, powiosłować i dopiero wtedy zdziwić się, że ta Ameryka istnieje, a my nie jesteśmy Kolumbem.

Ten pierwszy, początkowy etap pisania mniej więcej tak wygląda. I tutaj my, krytycy, w nic nie powinniśmy się wtrącać. Młody poeta szybko dorasta. Zdążył przeczytać trochę książek, nosi już okulary, na niewielkiej półce z książkami ma tomy znanych autorów, którzy go inspirują. Ale to jest pierwsza pułapka: młody poeta jeszcze nie dostrzega, że „pisze” Tuwimem, Wojaczkiem, czy Podsiadłą. Wysyła swoje pierwsze wiersze na witryny literackie. I tam odnosi pierwszy sukces: forum koleżeńskie chwali poetę. Ale to forum takie, jak on sam – na ogół początkujące. Jak to się kończy, sami wiecie. Młody poeta staje się dorosłym poetą, ma jakieś publikacje, ma kilka tomików, ale jak pisał Harasymowicz, i pierwsi do wypłaty się chudej garniemy, a za nas i tak inny na Olimpie siedzi.

I właśnie ten „sektor poetycki” dominuje. Pytanie brzmi: jak dostać się z tej chmury (chmary?) o chmurę wyżej? Ech, żebym ja to wiedział… Zapewne sam tkwię w tym samym sektorze, tyle że mam tego świadomość. Filozoficzne powiedzonko głosi: wyżej własnego tyłka nie podskoczysz. No ale inne, rosyjskie powiedzonko (które już na tej witrynie ongiś cytowałem) zachęca: wsiech diewoczek nie prejebiosz, no triebowat’ nada!

A wracając do poważnego tonu: nie ma dobrej recepty na te metody i dylematy. Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej. Talent chyba jednak jest dyspozycją wrodzoną, choć wierzę, że można go bądź zmarnować, bądź „nabyć”. Nabyć pracą, lekturami, wyobraźnią, samoświadomością, niestandardowością i „słuchem językowym”. Ostatecznie decyduje osobowość. Z nią się rodzimy, choć często ją marnujemy. Ale jeśli ona w dobrą stronę się rozwija – mamy szansę.

I to by było na tyle w tej pogadance o naszych marzeniach i aspiracjach.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP