Stare i nowe mody « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Stare i nowe mody

Nie wiem ile mamy gatunków literackich. W poezji zapewne najwięcej. W liryce europejskiej rodziły się one w konkretnych czasach i miejscach, ale transferowały między granicami. Wyrazistym przykładem jest sonet, który zakiełkował we Włoszech już w XIII wieku i został inkorporowany chyba we wszystkich literaturach europejskich. Na dodatek mnożyły się jego podgatunki i odmiany. W Polsce nadal cieszy się powodzeniem i jest uprawiany.

Sam popełniłem garstkę sonetów. Ostatnio spodobał mi się pomysł Zaułka Wydawniczego „Pomyłka”, który wydał wdzięczną książeczkę pt. Sonet. Spętanie. Znajdziemy tam sonety pięciu autorów: Izabeli Fietkiewicz-Paszek, Darka Foksa, Teresy Rudowicz, Cezarego Sikorskiego i Aleksandry Słowik.

To pokrzepiające, bowiem w tej epoce hiper-nowatorstwa oraz wiersza wolnego, nieregularnego, pojęcie gatunku może w ogóle zaniknąć. Trzeba jednak rozróżniać dwa rodzaje klasyfikacji gatunkowej. Sonet jest właśnie przykładem „gatunku formalnego”, tzn. sonetem jest wszystko, co trzyma się określonych z góry strof (dwie kwadrygi plus dwie tercyny) i zasad rymowania. Ale na przykład erotyk? To w gruncie rzeczy tylko klasyfikacja tematyczna. Erotyk może być związany z dowolnymi formami.

Nie próbujmy uprawiać wszystkich gatunków, bo z tego może się zrobić tylko zamieszanie. Trzeba trafić w swój gust i inklinacje. W to, co pasuje do ciebie. Nie stawać się zakładnikiem tradycji. Nie ścigać się z nowinkami. Choć z drugiej strony ktoś, kto dzisiaj wymyśliłby i rozpowszechnił zupełnie nowy gatunek, przeszedłby do historii literatury.

Jest taki gatunek, którego na przykład ja zupełnie nie adoruję, a nawet powiem, że nie lubię. To haiku. Ono zostało już spory czas temu wyeksportowane z Japonii na niemal cały świat. Zrobiła się moda na haiku. Oznajmiam: nie czytam, nie piszę, nie pasjonuję się haiku. Co, oczywiście, nie znaczy, że potępiam.

Żal mi natomiast pewnych form, które ostatnimi czasy chyba podupadły. Na przykład widoczny jest kryzys aforystyki. A mieliśmy w tym gatunku Wielkiego Mistrza: Stanisława Jerzego Leca. Do dziś nie znalazł równie wybitnych kontynuatorów. W ogóle poezja satyryczna jakoś zwiędła. Kto dziś pamięta Mariana Załuckiego? Może dlatego, że zabrakło nam takich teatrów jak dawna „Syrena” czy tygodników „Szpilki” i „Karuzela”? I kabaretów w dawnym, dobrym stylu. I chyba tekściarstwo piosenkowe schodzi na psy, bo czy mamy obecnie takich czarodziejów w tej branży, jakimi byli Agnieszka Osiecka czy Jeremi Przybora?

Cholera, a może ja już tak stetryczałem, że stąd te narzekania? Nie wykluczam.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP