Sny o potędze
Wpis dodano: 21 lipca 2014
Sławek Płatek pisze na swoim blogu, że właśnie zmienia komputer i robi remanent jego zawartości. Największy problem ma z kilkuset płytami muzycznymi – czynienie czystki w tym, co całe lata się zbierało, to dotkliwe samookaleczanie się. Zawsze szkoda bibeloty wyrzucać na śmietnik, dawnymi czasy już raczej wynosiło się je na strych lub do piwnicy. A z drugiej strony komputer pomieści wszystko – tylko po co? Żal nam jednak rozstawać się z bibelotami.
Otóż, Sławku, właśnie jestem po podobnych przejściach i rozterkach. Padł mi komputer, i to tak, że musiałem kupić nowy. Ze starego na szczęście udało się wszystko odzyskać (miałem wprawdzie backupy, ale przecież ich nie aktualizujemy co dnia).
Z muzyką – zero problemu. Urodziłem się za Franza Józefa i podobają mi się wyłącznie walce wiedeńskie (no chociaż różne Aznavoury, Wysockie, Demarczykowe i Nohavice też w kompie trzymam). W sumie z tym problemu nie miałem.
Za to w kompie trzymam tzw. dorobek własny. Maszynopisy kolejnych książek i publikacji prasowych, w tym około tysiąca felietonów, niemal 700 recenzji, ponad sto szkiców. Także mam folder z napisem „Wiersze wszystkie” – to jest worek, do którego wrzucałem wiersze z kolejnych tomików; jest ich około 600). A oprócz tego masa innych folderów i plików z różnościami niekoniecznie literackimi, czasami z notkami bardzo „pragmatycznymi”.
Miałem taki zamysł: przeczyszczę to wszystko, ustawiając nowy komputer. Jednak szybko od niego odstąpiłem. A niby po co? Póki na dysku jest wolne miejsce (500 GB), niech sobie to-to leży w ciszy i spokoju.
Te orientacyjne liczby dotyczą tylko mojej pisaniny i działalności od czasów pierwszego komputera, do którego zasiadłem gdzieś w połowie lat 90-tych. A więc to nie jest wszystko. Wszystko nie istnieje, bo wcześniej pisaliśmy teksty na maszynach do pisania. To były inne „pliki”. Dziś zawalałyby całe mieszkanie. Toteż je się wyrzucało zaraz po opublikowaniu. Teraz trochę tego żałuję – one śpią sobie snem słodkim gdzieś po różnych papierowych tygodnikach i miesięcznikach literackich, zapewne z łezką w oku zajrzałbym do niektórych.
Cieszcie się, że Nobla nie dostanę. Już widzę tych magistrantów i doktorantów jak robią kwerendy po bibliotekach i szukają wszystkiego, co taki delikwent popełnił. Na szczęście dosyć solidną bibliografię nie tylko książkową, ale i prasową prowadzi Biblioteka Narodowa i tam każdy uparciuch dogrzebie się do każdych źródeł, czego mu i gratulować, i współczuć warto.
Nasza scheda, nasz dorobek… Tak naprawdę nikomu niepotrzebny, dopóki nie okażemy się Tytanami Literatury. No i co? Rozpłakać się? Ależ skąd! Znaj proporcjum, mocium panie, i nie licz na sławę, nawet jeśli kilkanaście sukcesików miałeś. A poza tym, życie, piękne, zwariowane życie ważniejsze jest od naszych snów o potędze. W archiwach życia są cymelia największe. I tylko nasze!