Sny o potędze
Wpis dodano: 17 czerwca 2012
Koniec snów o potędze! Wypadliśmy z Euro i to jako najgorsi w grupie. Amplituda między tym fiaskiem a skalą narodowego amoku okazała się boleśnie ogromna, a kubeł zimnej wody wydaje się niewyobrażalny. A jednak!
Przed meczem odbyła się masowa feeria niedorzecznej wiary w siłę naszej drużyny. Trwał niewyobrażalny festyn wishful thinking. Umacniało się przekonanie, że 2:1 to najbardziej prawdopodobny wynik naszego zwycięstwa. Prorokowali go eksperci od piłki nożnej i miliony kibiców. Euforia zbiorowa przyjęła rozmiary niewyobrażalne, a potrzeba igrzysk przerosła wszelki racjonalizm. Z chłodnym dystansem patrzyłem na ten zbiorowy festiwal ubrany samozwańczo w szaty hurra-patriotyzmu. W sferze aksjologicznej był to popis zupełnie dla mnie niezrozumiały, odsłaniał on raczej prymitywne i zmitologizowane aspiracje naszego społeczeństwa. Kibic obnażył żałosność homo sapiens! Nie mam naszym piłkarzom za złe, że przegrali; zrobili, ile mogli i ile potrafili. Mam za złe tę masową euforię, która jeszcze raz obnażyła nieracjonalną siłę tłumu.
Rozumiem potrzebę sukcesu. Tylko dlaczego ona rozkwita w ten sposób?
Teraz zacznie się piekło „rozliczeń”, a rozliczyć powinniśmy głównie samych siebie za ten szokujący popis pychy i „siłowe instynkty”, które dały znać o sobie.
Oto jak nas, biednych ludzi, rzeczywistość ze snu budzi – pisał przed laty Boy. To przynajmniej teraz, do diabła!, obudźmy się naprawdę!