Razem czy osobno?
Wpis dodano: 8 października 2015
Bywały czasy, że grupy literackie były czymś oczywistym i ważnym. W czasach nowożytnych zapewne modę na grupowanie się zapoczątkował w połowie XVI wieku Pierre Ronsard swoją słynną Plejadą. Potem one już tylko się mnożyły. Wikipedia za prof. Michałem Głowińskim tak specyfikuje cele i istotę grup:
Grupa sytuacyjna – w której twórcy pragną wspólnie przełamać dominację starszego pokolenia literackiego, zdobywając tym samym znaczącą przewagę w życiu literackim i na rynku czytelniczym. Jednakże poeci skupieni w tego typu grupie mogą tworzyć utwory o różnej estetyce. Przykładem takiej grupy literackiej jest Skamander.
Grupa programowa – dla niej najważniejszy jest program literacki, wspólnie przedyskutowany i uformowany, opublikowany zazwyczaj w postaci manifestu. W takim przypadku „sytuacyjność” grupy ma dla jej członków znaczenie drugorzędne. Przykładową grupą programową była Awangarda Krakowska.
Grupa interwencyjna – priorytetem dla poetów ją tworzących jest chęć przełamania zastanej sytuacji literackiej oraz dążenie do zmiany. Przykładem takiej grupy są Próby założone przez Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego.
Historia literatury uczy nas jednoznacznie, że poeci „grupowali się”, ponieważ mieli wspólny program światopoglądowy lub preferowali określony język, jaki sobie wymyślili. Tak więc poezja „chodziła stadami” (mniej lub bardziej spójnymi lub opozycyjnymi wobec siebie). Przypomnijcie sobie, jak wielka była dwubiegunowość pomiędzy przedwojennymi autentystami a futurystami. To przecież były dwa różne światy.
Jak jest obecnie? No, sytuacja mocno się zmieniła. Pisanie pod wspólnie wymyślony i preferowany program – ideowy czy językowy – mało kogo dzisiaj kusi. Punkt ciężkości przeniósł się na indywidualizm. Poeci mają się różnić, a nie łączyć. Nikt już chyba nie chce pisać według określonych założeń. W ogóle czas programów minął. Każdy raczej marzy o tym, by być osobną planetą na literackim firmamencie. W Poznaniu na przykład Łucja Dudzińska założyła grupę „Na Krechę”. Grupa ma dzisiaj już chyba około stu członków rozsypanych po całej Polsce. I jest klasycznym przykładem „grupy towarzyskiej”, w której każdy może pisać, jak chce i co chce. Wydaje mi się, że „grupy towarzyskie” zaczynają obecnie dominować. Ich zaletą jest jakaś socjotechnika, tzn. łatwiej organizować spotkania i inne wydarzenia, dzięki którym dzieje się piar.
Nie wartościuję tego zjawiska. Patrzę tylko z zaciekawieniem na ewolucję życia literackiego. Tak czy owak przynależność do grupy, lub nie, jest kwestią drugorzędną. Norwid – zdaje mi się – do żadnej grupy nie należał. A Tuwim należał, lecz i bez tego stałby się niepowtarzalnym, osobnym Tuwimem. Bowiem nie „infrastruktura” nas wartościuje, lecz talent. W talencie zaś najistotniejsza jest rozpoznawalność i niepowtarzalność.
Ach, a gdyby tak założyć grupę poetycką pod nazwą „Niepowtarzalni”? Obawiam się tylko, że w niej mogłoby dojść do rękoczynów podczas wyborów leadera 🙂