Przelotne mody
Wpis dodano: 19 maja 2016
Czy zauważyliście, że poezja jest jak panienka? Dzisiaj nosi długie suknie, jutro będzie chodziła w mini, a pojutrze w spodniach. Może i dobrze, bo inaczej stałaby się monotonna. Bywa, że przypomni sobie retro. Tak na przykład dzieje się z sonetem, który istnieje od XIII wieku, przycicha, a potem – co jakiś czas – znowu wraca do łask. Mody są oczywiście modyfikowane – choćby wspomniany sonet: on teraz lubi być nierymowany, choć rym dawnymi czasy miał wpisany w regułę. Na szczęście w poezji można wszystko. Może i dobrze, bo inaczej klepalibyśmy różaniec nanizany na ortodoksyjny sznurek.
W ostatnich latach mieliśmy jedną spektakularną modę. Była nią ekfraza (czyli wiersze inspirowane malarstwem, komentujące malarstwo lub adoptujące je do własnych – jakichkolwiek – potrzeb). Coś w rodzaju „dialogu sztuk”. I co ja widzę? Ano ekfraza nagle jakby przycichła. Była królową kilkurocznego balu i chyba się zasapała. Nawiasem mówiąc, ekfraza nie jest zupełnie nowym wynalazkiem. Sporo tego typu wierszy znajdziemy np. u Grochowiaka. Ale – o ile dobrze pamiętam – wtedy termin „ekfraza” nie był przywoływany. A przecież pojęcie ekphrasis urodziło się już w Antyku, zaś jego uosobienia literackie pojawiały się co jakiś czas jak wracający bumerang.
Przelotne mody to nic złego. Tyle, że wybuchają z euforią, a potem cichutko sobie gasną. Nic nie szkodzi – to zjawisko naturalne, coś po nim zawsze zostaje i bywa przywoływane. Tak czy owak ekfraza została oswojona i weszła do słownika rodzajowego. Ktoś zawsze będzie po nią sięgał.
Dialog sztuk wydaje się zresztą ciekawy. Poeci adoptowali i interpretowali obrazy, a malarze mocniej zainteresowali się poezją. Próbowali „malować wiersze” – to zjawisko skądinąd nazywało się infrazą. No, ładna zabawa i nikomu nie zaszkodziła.
W poprzednim wpisie zachwycałem się starym, znanym wierszem Miłosza pt. Który skrzywdziłeś. Wielkim wierszem. I pisanie takich wierszy (co rzadko się zdarza) stoi poza wszelkimi modami. Takie wiersze przechodzą do kanonu. Wymyślajcie więc nowe mody, ścigajcie się w tej konkurencji, ale pamiętajcie: póki nie potrząśniecie poezją tak, jak zrobił to Miłosz, to wszystko zostanie na pół gwizdka. Rzekłem!
Nie myślcie tylko, że się wymądrzam. Jadę razem z wami w peletonie, czołówka majaczy mi gdzieś daleko przed oczami, jednak przynajmniej mam tego świadomość. Nie mieć jej – to dopiero nieszczęście. Ale też umiarkowane, bo przede wszystkim życie, samo życie jest walorem najistotniejszym. Poezja jest dodatkiem do życia, a nie na odwrót. Czymś jak śmietanka do mocnej kawy. Tyle i tylko tyle. Tyle i aż tyle.