Praxis i poiesis
Wpis dodano: 12 grudnia 2014
Jan Kurowicki pisuje felietony-rozprawki. W ostatnim jego tekście z tego cyklu zatrzymałem dłużej wzrok na takim oto wywodzie: Cokolwiek tknął mitologiczny król Midas – zmieniało się w złoto; co w zdania uchwyci prawdziwy pisarz – staje się literaturą. Skutkiem działań jednego i drugiego wszystko w swoisty sposób martwieje. Czaruje, choć za tym tai się jakiś chłód i nieprzenikliwość. Pisarz jest Midasem życia, które za jego sprawą poddało się sztuce. Nawet szare – świeci, a połyskliwe może się szarzyć. Nie należy więc go pytać o jego własne życie i doznawanie siebie. Zawsze bowiem odpowie tylko literaturą. Ale pisarze lubią udawać zwykłych ludzi, jakby ukrywali, że kiedy nie są jak inni, bywają zaledwie mężami, kochankami, pijusami, łakomczuchami, przestępcami, mieszczuchami, lumpami czy – po prostu – gówniarzami. I odwrotnie: gdy piszą, są tylko i wyłącznie Midasami, zmieniającymi w literaturę nawet siebie samych. Na tym polega ich zaczarowywanie.
Bardzo piękna to koncepcja, choć niezupełnie pokrywająca się z moją. Bowiem uważam, że ta homogenizacja w jednej osobie „człowieka zwyczajnego” i pisarza jest bardziej spójna niż by to wynikało z opinii Kurowickiego. Janku, mój stary, cudny marksisto, zapomniałeś o jedności przeciwieństw? Ostatnio widziałem w TV gaszenie jakiegoś dużego pożaru – ogień z wodą tańczyły oberka przez długi czas. Myślę, że w nas, parających się piórem, nie ma dwóch różnych ludzi; są raczej bracia syjamscy znakomicie się uzupełniający. Poza tym przypominam Ci, Janku, teorię bazy i nadbudowy. Tutaj mamy behawior, czyli życie, zwykłe, normalne życie, a zaraz obok ową nadbudowę marzeń, snów, imaginacji, uniesień i domysłów.
Cóż byśmy pisali, nie mając naszej zwyczajności i przyziemności? Mówi się nawet czasem: „życiopisanie”! A na dodatek wchłaniamy w siebie – żyjąc – całą tę kulturowość. Ona jest realna, choć bujająca w sferze idei. Ona jest wartością zrośniętą z behawiorem. To taki cukier dodany do herbaty. Innymi słowy jesteśmy koktajlem – to, co się w nas wymieszało, „odmieszać” się nie da.
Czy odrywamy się od gruntu, tworząc literaturę? Ależ na pewno tak. Ale już starożytni wiedzieli o Mythos i Logos, o praxis i poiesis. Jednak – moim zdaniem – nie ma tak grubej krechy, która by te sfery skłócała. Jakaś teoria fenomenologicznego amalgamatu byłaby tu na miejscu.
Ja raczej nie skłaniam się do koncepcji, że pisarze udają zwykłych ludzi. Oni przede wszystkim są zwykłymi ludźmi, co najwyżej wyposażonymi w dodatkowe rejestry wyobraźni i wrażliwości. Ludzie w ogóle są podobni i różni zarazem – tak jak koty, psy i tulipany. Nie mówiąc już o różnych gatunkach wódeczki 🙂
W Twoim, Janku, wywodzie rzuca się w oczy gruba krecha między „normalnym człowiekiem” a pisarzem. Moim zdaniem tej krechy nie ma. Jest li tylko koincydencja swoistego syndromu. Ot i wszystko… A ten nasz spór? W gruncie rzeczy rozumiemy się i nie stoimy na antypodach. Tak tylko chciałem sobie swoje trzy grosze dorzucić.