Pomyśl o sośnie!
Wpis dodano: 17 listopada 2014
Czytelnicy mojego bloga zapewne zauważyli, że walczę tu nieustannie z malkontenctwem snującym się wokół kultury, a zwłaszcza z tym histerycznym, czasami wręcz apokaliptycznym. Po prostu uważam, że potrzeby kulturalne człowieka muszą tkwić w nim, bo z troski państwa, choćby jak na tym polu nie działało – nie wynikają. Także lamentacje na preferencje kulturalne odbiorców uważam za kasandryczna histerię. Dzisiaj wracam do tej kwestii, bowiem natknąłem się na dwie opinie zgodne z moimi przekonaniami.
Oto ciekawa konstatacja znanego muzyka Tomasza Stańko: Owszem, jest trochę tak, że jazz wymaga osłuchania, ale myślę, że ludzie wcale się nie bali, tylko nie chcieli. Mieli inne oferty, które okazały się bardziej zajmujące. Dlatego bardzo cenię sobie dzisiejsze czasy z całą tą swoją szeroką i pozytywnie pojętą popkulturą. W tej popkulturze jest miejsce dla wszystkich – zarówno dla bardzo wyrafinowanych teatrów, bo przecież teraz jest najlepsze miejsce i najlepszy możliwy czas dla takiego Warlikowskiego, dla niszowych tworów, ale też bardzo prostych, komercyjnych produkcji. Ludzie mają różne gusta i dobrze, że wszystkie są szanowane. W dodatku nikt nas nie zmusza do słuchania muzyki, której nie lubimy, jednym kliknięciem możemy się przenieść do innych brzmień, nie musimy marnować siły na niszczenie czegokolwiek, na pogardę. Podobają mi się te czasy. I jeszcze jedno mądre zdanie muzyka: Sztuka to nie jest jedzenie, nie można dawać jej po równo wszystkim.
Roszczenia szczególe ma środowisko literackie. Zdaje się mówić: kto nas nie czyta, ten jest jaskiniowcem. Hola, hola, pięknoduchy! W maju razem z Anetą Kolańczyk prowadziłem w Kaliszu spotkanie autorskie z Wiesławem Myśliwskim. Mistrz w pewnym momencie wygłosił takie zdanie: Julian Przyboś, wielki poeta, jak pan wie, którego znałem, powiedział mi kiedyś, gdy wydałem „Nagi sad”: Panie Wiesławie, pisarz kiedy decyduje się na napisanie książki, powinien się zastanowić, czy na tę książkę warto będzie ściąć sosnę. W tym sarkazmie jest coś bardzo mądrego, choć dla nas kłopotliwego.
Co robić? Pisać, pisać – a jakże! Ale pisać bez pretensji do całego świata, że jeszcze nie stoimy na cokole i nie wisimy na bilboardach. Po co więc pisać? Bo pisać musimy, choćby nie dawało nam to żadnej satysfakcji. Ale warto się zastanowić, czy satysfakcja nie powinna polegać na czymś zupełnie innym.