Poezja katastroficzna?
Wpis dodano: 9 kwietnia 2011
Jutro pierwsza rocznica tragedii smoleńskiej. Ten blog – jak się zastrzegłem, otwierając go – nie chce już rezonować polskim jazgotem politycznym, ale teraz tego kontekstu nie uniknę. Jednak będzie tu nie o meritum, lecz o jego artystycznym echu.
Czytałem otóż kilkadziesiąt, jeśli nie dużo więcej wierszy poświęconych katastrofie smoleńskiej lub – w tym kontekście – Lechowi Kaczyńskiemu. Czytałem w prasie, w Internecie, w zestawach konkursowych, które oceniałem jako juror. Z tej masy wierszy mógłbym co najwyżej kilka uznać za teksty dobre lub kilkanaście za teksty „prawie dobre”. Zalew przeciętniactwa, sztampy, banalnych refleksji, nieciekawego emocjonalizmu, także szmiry i czystego grafomaństwa był ogromny. Stało się trochę tak, jak z pomnikami Jana Pawła II, których wiele, lecz pośród nich dzieł sztuki rzeźbiarskiej – jak na lekarstwo.
Oczywiście rozumiem rozmiar szoku, jakiego wszyscy doznaliśmy. Rozumiem potrzebę reakcji. Jednak w sztuce te poczciwe skądinąd odruchy i najlepsze intencje nie liczą się. W sztuce liczy się sztuka. Poziom artystyczny i ładunek intelektualny. Gorączka serca nie gwarantuje wysokiego ognia talentu. Przerabialiśmy to już wiele razy w historii literatury; ot, chociażby te szczere, zaangażowane wiersze socrealistów – cóż z większości nich do dziś zostało? To, co się działo i dzieje w „twórczości posmoleńskiej”, to kalka podobnego mechanizmu. Może naprawdę pora otrzeźwieć, nauczyć się cierpieć i wzruszać mądrzej? Poezji nie wystarcza tzw. słuszna sprawa; poezja polega na tym, by niebanalnie artykułować podejmowane tematy.
W numerze 13 „Polityki” notka pt. „Posmoleńskie dorabianie”. W niej informacja, jak to nasz rynek zalewa rzeka posmoleńskich „relikwii” i gadżetów. Triumf kiczu i taniochy! Ale to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ten współczesny odpust i przedsiębiorczych pseudoartystów, którzy znaleźli sposób na zrobienie kasy, żerując na bezguściu „przeciętnego Polaka”. Rynek – to rynek.
Ale zaśmiecać poezję grafomaństwem ubranym w szaty patriotyzmu? Tego już za wiele! Biedna ta nasza „święta polskość” wydana na pastwę domorosłych, patetycznych „romantyków”.
Nie oczekuję zrozumienie moich racji. Są one, zwłaszcza dziś, dla większości nie do przyjęcia. Idą dwa dni Wielkiego Patosu i targowiska frustracji narodowych. Czuję się jak Wyspiański na weselu Rydla, choć gdzie nam wszystkim do tego. Tylko chochoł ten sam, co zawsze.