Penalizacja i inne objawy
Wpis dodano: 12 marca 2018
Zauważyliście: nie ma dnia, kiedy włączywszy telewizor nie słyszycie słowa „penalizacja”. Cytuję: penalizacja (od łac. poena – kara) – to uznanie przez ustawodawcę określonego czynu za czyn zabroniony.
To słowo robi karierę. Namnożyło się czynów przestępczych, zabronionych, czy co? Hm, widocznie tak. Ale mam też obawę, że prawodawcy rozlubowali się w penalizowaniu wszystkiego, co się da. No!, porządek musi być! Choć chyba lepiej by było, gdyby tym zajmowali się prawnicy, a nie politycy.
Czy penalizacja może wskoczyć w naszą literaturę? No przecież to już było, bo mieliśmy w naszym kraju przez długie lata Urząd Cenzury. Ona najczęściej penalizowała literaturę w ten sposób, że nie dopuszczała niektórych tekstów do druku. Stąd do języka polskiego wdarło się wdzięczne rosyjskie słówko: samizdat. Oznaczało ono: samodzielne (często mówiono: „podziemne”) wydanie. Najwięcej mieliśmy tego w okresie stanu wojennego – pojawiły się podziemne drukarnie i podziemny kolportaż tekstów czy książek zakazanych. Zapewne nasza młodzież nie pamięta też filmu Zakazane piosenki z roku 1946, którego reżyserem był Leonard Buczkowski. Otóż w czasie wojny na ulicach śpiewało się właśnie piosenki niedozwolone przez okupanta, takie jak na przykład ta z 1942 roku: Siekiera, motyka, styczeń luty, / Niemiec z Włochem gubią buty. / Siekiera, motyka, linka, drut, / I pan malarz jest kaputt…
Nie chcę sugerować, że to wszystko może się powtórzyć. Dalece to nieprawdopodobne, jednak gdyby wyobrazić sobie taki bieg rzeczy, to czemu nie… Póki co mamy praktycznie nieograniczoną wolność słowa i druku. A wolność manifestacji – moim zdaniem – aż za wielką. Sęk w tym, że niemal w całej Europie coś zaczyna bulgotać, zgrzytać, trzeszczeć, pękać. Czy Unia Europejska to wytrzyma? Czyżby powolutku odżywała sinusoida wojny i pokoju? Ja mam tylko jedną nadzieję: że togo nie dożyję. A ty, hoża młodzieży, nie wpadaj w panikę, tylko weź się w garść… I trzymaj się dewizy Stefana Kisielewskiego: To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.