O krytykach…
Wpis dodano: 18 stycznia 2012
Krytyków literackich dzielę na „wąskotorowych” i „szerokopasmowych”. Ci pierwsi są ortodoksyjni. Wierzą w jedną wizję literatury, wyznaczają jej konkretne ramy wartości, preferują określona poetykę i wymogi formalne. Mają oni ścisłe, skodyfikowane kryteria oceny. W skrajnych sytuacjach bywają nazywani zoilami. Ci drudzy dopatrują się dobrej powieści lub dobrego wiersza w jakiejkolwiek z form i formuł, tzn. nie kibicują określonej szkole literackiej, lecz dobrej literaturze. Bywają nazywani nazbyt tolerancyjnymi.
Dużo jest w naszej branży ortodoksji. Przykład najbardziej banalny, to kwestia tzw. metafory dopełniaczowej. Już kiedyś tu o tym pisałem: metafory dopełniaczowe mogą być dobre lub złe. I to jedyne kryterium ich oceniania. Znam jednak takich, którzy każdą metaforę dopełniaczową uważają za złą. Nie podzielam tego zdania.
Ja należę do szerokopasmowych vel tolerancyjnych. Co to znaczy? Mianowicie: istnieje dla mnie kryterium oryginalności i osobowości twórczej, ale nie istnieje konflikt miedzy tradycja a awangardą. Niejeden współczesny wiersz „obciążony” tradycją uważam za lepszy od tego, który szuka awangardowych wynalazków lub koneksji. Preferuję przesłanie wiersza, tzn. jego walor intelektualny, filozoficzny, jego mądrość. Bardzo wiele wierszy pisanych naprawdę osobnym, własnym językiem zieje miałkością „miąższu”, ich ekspresja językowa przerasta ich ekspresję intelektualną. Są dobrze zrobione, co nie znaczy, że w wystarczająco ważnej sprawie.
W literaturze niesłychanie istotny jest tzw. „świat przedstawiony”, a nie tylko przedstawianie świata. Oczywiście stworzyć swój własny świat w swoim osobnym języku to trudna i cenna sprawa. Ale ponadto trzeba mieć jeszcze coś więcej do powiedzenia, czyli ów „świat własny” musi mieć jeszcze coś więcej niż ową „własność”. Bo ona też potrafi być banalna.
Innymi słowy, krytyk „wąskotorowy” szuka wartości tylko w dziele z tej kategorii warsztatowej, jaką uznaje; krytyk „szerokopasmowy” dopatrzy się jej (jeśli ona jest) w o wiele szerszej gamie technik i kanonów literackich. Pierwszy więc siłą rzeczy poświęca swoją uwagę i atencję wybranemu wycinkowi literatury, nurtowi, tendencji, drugi nie wyklucza pozytywnego wartościowania wszelkich szkół i języków, o ile za nimi kryje się siła i duży kaliber przekazu lub cokolwiek, co cenne.
Czasami się o to kłócimy, a nawet antagonizujemy. Widać tak musi być. I całe szczęście, bo w tym sporze te dwie zasygnalizowane tu szkoły pisania mają swoich prokuratorów i swoich adwokatów. A za nas i tak historia literatury wszystko posprząta i rozstrzygnie.