Niepowtarzalność « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Niepowtarzalność

W maju 1973 roku obroniłem pracę magisterską napisaną pod kierunkiem prof. Jana Zygmunta Jakubowskiego (1905-1975) na warszawskiej polonistyce. Nosiła ona tytuł: Świat poetycki Andrzeja Bursy – rekonstrukcja i interpretacja.

Jakoś odruchowo sięgnąłem po nią po latach. Nie, nie, aby czytać, ale żeby powspominać sobie. Zatrzymałem się przy bibliografii – 36 pozycji. Pośród różnych nazwisk także nazwiska Barbary Biernackiej, Jerzego Falkowskiego, Melanii Kierczyńskiej, Krzysztofa Mętraka, Stefana Morawskiego, Marka Skwarnickiego, Stanisława Stanucha, Aleksandra Wilkonia…

Nawiedziła mnie refleksja: kto dzisiaj zna nazwiska tych akurat krytyków? A przecież np. Mętrak (1945-1993) czy Skwarnicki (1930-2013) to byli krytycy znani i ważni. Okazuje się, że dzisiaj spośród wyżej wymienionych nazwisk najbardziej pamięta się Bursę (1932-1957). Dlaczego? Ano rzeczywiście debiut Bursy rzucał się w oczy, jego wiersze były nieszablonowe. Przeczytajcie jego poemat Luiza – to jest po prostu arcydziełko. Niestety, żył za krótko. Gdyby dożył obecnych lat (niestety, miał wrodzoną wadę aorty), byłby – nie mam najmniejszych wątpliwości – w poetyckiej czołówce. Jakaś ciekawa perspektywa wyłaniała się także Bursie z jego zawiązującej się współpracy z Piwnicą pod Baranami i z Tadeuszem Kantorem. I znowu to „niestety” – zabrakło czasu… Wielka szkoda!

Co ciekawe: Bursa za życia opublikował tylko 37 wierszy. A jednak w Krakowie stał się postacią rozpoznawalną. Te wiersze i nieszablonowość postaci wpadały w oko wytrawnym czytelnikom. Po śmierci chyba najbardziej przysłużył mu się wyżej wspomniany Stanisław Stanuch (1931-2005). Połapał się od razu w talencie Bursy (jakby nie było – swoim rówieśniku), a po jego śmierci wielokrotnie pisał o nim, przypominał go. M.in. wydał dwa wybory tekstów poety. I własną książkę o poecie popełnił. Tak, Bursie Stanuch bardzo się przysłużył. Wielokrotnie. I to powinno być zapamiętane. Ja potem, gdy już dorosłem do pisania i drukowania, nie tylko Stanucha poznałem, ale też byliśmy w jakiejś komitywie. Sporo mi opowiadał o Bursie, o tamtych czasach.

Dzisiaj galopada „nowych roczników” jest tak szalona, że kiedy wracam pamięcią do przeszłości, to widzę jak tamto zbocze usuwa nam się spod nóg. Coś zyskujemy, ale być może więcej tracimy. Jednak przypadek Bursy jest w jakiejś mierze pokrzepiający i pouczający. Istniał w literaturze mniej więcej tylko pięć lat, ale zaistniał na zawsze. Owszem, był mniejszy tłok wśród debiutantów, lecz stara reguła znowu dała znać o sobie: trzeba mieć „talent osobny”, język nieszablonowy, ekspresję osobliwą i coś takiego spoza szablonu komunałów i matryc. Na dodatek Bursa był enfant terrible, a przy tym umiał być „liryczny”. I to wszystko wyglądało naprawdę na naturalne, a nie pozowane.

No i ten dramat zbyt wczesnej śmierci… Na szczęście ona za swój wybryk potrafi odpłacić się legendą, famą. Zabiera 25-letniego poetę, ale zostawia mu szansę pamięci i sławy. No, przynajmniej tyle ta łajdaczka może… Dziś wciąż młodzi aspiranci mogą stylizować się „na Bursę”. Jednak nie radzę, bo nie da się. Bursa był niepowtarzalny.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP