Natus czy doctus?
Wpis dodano: 9 grudnia 2019
Stosunkowo często używam dwóch pojęć: poeta natus i poeta doctus. W TV wysłuchałem coś w rodzaju wykładu Olgi Tokarczuk (na kilka dni przed jej wyjazdem do Sztokholmu po odbiór Nobla). Nie ulega wątpliwościom, że ta Autorka jest nie tylko wybitną pisarką, ale i literacką intelektualistką. Ma absolutną świadomość własnej „literackości”.
Natomiast natus na ogół w ogóle nie analizuje swojego warsztatu ani nie objaśnia go, lecz pisze „intuicyjnie”, „odruchowo”, bez „konspektu”, jaki w przemyśleniu by sobie ustawiał. I załóżmy, że jest to dobry poeta.
Do czego zmierzam?
Otóż w uprawianiu jakiejkolwiek sztuki nie trzeba mieć wiedzy o tej sztuce. To jest po prostu „dar z nieba”, którego się nie wymyśla, tylko który autor „ma w sobie”. On nie myśli – on czuje. On nie wymyśla – to życie „wymyśla za niego”. Jego talent nie wynika z wiedzy, lecz z intuicji. Z tego wszystkiego, co się w nim kłębi.
Tak więc doctus i natus to dwa oddalone od siebie bieguny. Ale jednak nie kombinujmy, który jest lepszy. Lepszy zwsze jest ten, który ma większy talent.
Oczywiście literatura intelektualna miewa wysokie loty. Ale bywa, że ta „behaviorystyczna” często „psu spod ogona nie wypada”. Ona jest w naszym egzystencjaliźmie, w osobliwym doznawaniu życia, w wyobraźni.
Wracam do Tokarczuk: pobiła w tym roku wszystkich. Przechodzi do literatury światowej. Śposród obecnych pisarek jest na topie. Ale opamiętajmy się: można by zrobić listę dziesięciorga co najmniej obecnych polskich pisarzy, którzy są bezcenni. I w tym „tokarczukowskim” sukcesie jest to wielce pocieszające.