Myśl, mowa i język « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Myśl, mowa i język

Oto jedno ze zdań Kubusia Fatalisty, znanej maskotki Diderota (wiek XVIII): …żebym ja potrafił mówić tak, jak myślę.

Ech, ono – to zdanie – jest w każdym przypadku fatalne. W tej wersji oryginalnej powtarza je chyba wielu z nas. W życiu codziennym i „pragmatycznym” bardzo często mówimy co innego niż myślimy. I nie idzie mi tu o trywialną formułę kłamstwa, lecz o to, że lękamy się lub wstydzimy wysłowić całego siebie. Słowa nigdy w danych sytuacjach niewypowiedziane czasami siedzą w nas całymi latami. Mają „szlaban na wychodzenie z ust”. Leżą sobie gdzieś na dnie naszej świadomości i drżą przed wysłowieniem. Chyba jeszcze gorzej mają się słowa, które chcą być wypowiedziane, lecz nie umiemy ich wyartykułować, dobrać, sensownie poukładać w myślach. One znajdują się w chaosie, uciekają nam, wiecznie gdzieś znikają, gdy akurat tak bardzo by się przydały.

To jest także ogromny problem poetycki. Dla tego przypadku trzeba by zdanie Kubusia Fatalisty zreformować: …żebym ja potrafił pisać tak, jak myślę… Bo często jakaś piękna lub mądra idea wiersza tłucze nam się po głowie, lecz po napisaniu to jest nie to. Powstaje więc pytanie: jak werbalizować własne myślenie, obrazy, przeczucia, powidoki, idee, przesłania, klimaty? Nie odpowiem Wam na to, bo są to sprawy wielce indywidualne.

A co by było, gdyby Kubuś powiedział: …żebym ja potrafił myśleć tak, jak mówię… O, tu się zaczynają schody. Bo niby zawsze powinniśmy myśleć to, co mówimy. Tylko kłamstwo zwalnia nas z tego obowiązku, ale kłamać przecież nie można, nieprawdaż? Tylko niegrzeczne dzieci kłamią, o! Dopuszczam jednak wyjątki. Najbardziej wyrazistym znowu jest twórczość – napiszemy, dajmy na to wiersz, i nadziwić się nie możemy, że to my napisaliśmy ten wiersz. To jest właśnie ta magia pisania, która z naszej podświadomości wydobywa słowa na powierzchnię i układa je w osobliwe konstelacje.

Musimy pamiętać, że mowa i język to dwa różne, choć mocno ze sobą sprzężone byty i pojęcia. Dobrać język do mowy, jaka w nas siedzi, to wielka sztuka. Myślimy mową, wymawiamy ją językiem. Jedno i drugie trzeba w sobie ćwiczyć. To są byty nieskończone – kombinacja ich „używania” jest niemal bezgraniczna.

Myślenie jest wartością najbardziej naturalną, choć ma ogromną skalę poziomów – od prymitywnego do wyrafinowanego. Mowa tak samo, język tak samo. W branży literackiej niezbędne są poziomy jeśli nawet nie najwyższe, to wyraziste i oryginalne. Taki syndrom nazywa się talentem. Czy talent można ćwiczyć? Ależ jak najbardziej, ale to jest możliwe tylko w przypadku, gdy mamy „talent do talentu”, czyli gdy Bozia obdarzy nas tym walorem.

No, tyle kazania na dzisiaj. Idę ćwiczyć! Może bezowocnie, ale próbować trzeba…

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP