Mój debiut
Wpis dodano: 10 stycznia 2013
Podczas corocznej, styczniowej aktualizacji tej witryny uświadomiłem sobie, że w bieżącym miesiącu mijają 42 lata od mego debiutu. Tak, był to styczeń 1971 roku… Wysłałem wiersze do miesięcznika „Opole”, gdzie dział poezji prowadził Bogusław Żurakowski. Po jakimś czasie otrzymałem odpowiedź, że wiersze zostaną opublikowane. I to właśnie stało się w styczniu 1971.
Wszyscy, którzy publikują swoje teksty, wiedzą jak przeżywa się debiut. Euforia, wypieki na twarzy, poczucie sukcesu itp. A w tamtych czasach debiutów było zdecydowanie mniej niż obecnie, więc były one bardziej nagłaśniane i widoczne. Bogusław Żurakowski zaprosił mnie do Opola na promocję tego numeru. Wsiadłem w pociąg i pojechałem, rzecz jasna. W siedzibie opolskiego oddziału ZLP (młodszym wyjaśniam: SPP wtedy nie było), na Rynku, byli obecni jego członkowie. Zajął się mną Staszek Nyczaj, który wtedy prowadził tam Koło Młodych. Przedstawiono mnie, kazano czytać wiersze, odpowiadać na różne pytania itd., a potem – oczywiście – odbyła się „część rozrywkowa”… Czułem się tak jak ktoś, kto został „pasowany na literata”, choć debiutancki tomik wydałem dopiero cztery lata potem. Następnego dnia wracałem do domu. Wiozłem ze sobą kilkanaście numerów czasopisma. Film mi się urwał w Warsie, czyli wagonie restauracyjnym – po kilku butelkach piwa czytałem współpodróżnym wiersze i rozdawałem egzemplarze miesięcznika. Ech, debiut!, debiut!, debiut!
Środowisko opolskie do dzisiaj jest mi bliskie. Do matury mieszkałem w Strzelcach Opolskich, a więc blisko Opola. Po tym debiucie prasowym przez lata utrzymywałem kontakty z wieloma opolskimi pisarzami… Niektórzy z nich już nie żyją, Żurakowski wyemigrował do Krakowa, Nyczaj do Kielc itd. – ale w tej przestrzeni między Tadeuszem Kijonką (Katowice) a Janem Goczołem (Opole) nadal czuję się jak u siebie w domu.
Dziś chyba wszystkie debiuty odbywają się w Internecie, a tomik można wydać, kiedy się chce i ma się na to pieniądze. Wtedy można było wydawać tylko w kilkunastu wydawnictwach, jakie zajmowały się literaturą. Debiutant otrzymywał honorarium, a jakże! W prasie było łatwiej o zauważenie…
Ja pierwszy tomik miałem przygotowany już chyba pod koniec roku 1973. Zaniosłem go do „Iskier”. Tam był red. Leszczyński, który zajmował się poezją. Ale on tak „od ręki” nie wydawał. Lubił „wychować sobie” poetę. A więc chodziłem do niego na rozmowy – pokazywał mi palcem, co jest nie tak, a co powinno być tak; edukował… Ale mówił: popracujemy i tomik wydamy. Na ogół dotrzymywał słowa. I zapewne tam bym wydał debiutancką książkę, gdyby nie to, że po nagrodzie otrzymanej na konkursie Łódzka Wiosna Poetów (którą wręczał mi Jalu Kurek) zadzwonił do mnie znany krytyk Zygmunt Lichniak, który „rządził” poezją w Instytucie Wydawniczym PAX i zaproponował mi szybsze wydanie niż red. Leszczyński. I w roku 1975 ukazał się mój pierwszy tomik zatytułowany Z gwiazdą w oku. A ja już wtedy powolutku „mościłem” się w literaturze, już drukowałem w tygodnikach i miesięcznikach literackich, już czułem się pewniej… I tak to się wszystko zaczęło…