Miesiąc po miesiącu
Wpis dodano: 18 stycznia 2021
Policzyłem swoje życie według czasu. Okazuję się, że przeżyłem – kiedy to piszę – 852 miesięcy. Przyznacie: zupełnie mało to nie jest.
Teraz często po drabinie czasu w dół schodzę… Oczywiście wszystkiego dokładnie nie pamiętam.
Z dzieciństwa nieco zdarzeń wciąż pamiętam, ale są to urywki „poszarpane”. Tyle w moim życiu potem „przespałem”. Bez wątpienia najważniejszy był rok 1967, kiedy nagle w Warszawie się „zacumowałem”. To cały czas był PRL – lata na początku „innego życia”.
W roku 1967 studentem polonistyki zostałem na Warszawskim Uniwersytecie. Kiedy stałem się „dumnym magistrem”, to też chyba szczęście miałem, bo od razu moja pierwsza praca znalazła się dla mnie w wydawnictwie literackim.
No i tak to już zostało… Zmieniałem od czasu do czasu redakcje, byłem wysyłany za granicę (język rosyjski i angielski w miarę opanowałem).
Ostatnia moja praca była w TVP. Chyba zresztą najgorsza, bo tam literaturą się nie zajmowałem. I okazało się, że mogę zostać „wczesnym emerytem” – z czego natychmiast skorzystałem.
Moja emerytura mi wystarczała i wystarcza do teraz. A więc stałem się „niezależnym literatem”, którym jestem do dzisiaj.
Co robię? No, na kilku portalach to widzicie. Często jestem zapraszany na wykłady, na „opowieści literackie”, na sympozja, zloty różne itp. Współpracuję także z kilkoma portalami (jak na przykład „Latarnia Morska”).
Jednym słowem ręce mam pełne roboty.
Udało mi się? Diabli wiedzą – to muszą ocenić moi Czytelnicy. Tak czy owak mam robotę… Ale co nadal, co potem?
Meta czeka na człowieka – czasem podszeptuje: uciekaj, uciekaj…