Mierzyć wysoko!
Wpis dodano: 19 grudnia 2011
Czasami zastanawiamy się, dla kogo mamy pisać? Dla siebie czy „dla ludzi”? Oczywiście w żadnym przypadku nie lekceważę czytelnika, ale jednak uważam, że zdecydowanie „dla siebie”.
Literatura piękna ma dwa pola do popisu. Pierwsze wypełnia literatura „dla czytelnika”, tzn. książki podbijające jak największą liczbę czytających, wypełniające im sympatycznie czas, zaspakajające pasję lektury. Nie muszą one zmieniać świata czy celować w hiperintelektualne aspiracje czy potrzeby. Nie muszą też być od razu „czytadłami”, czyli literaturą kiepskiego lotu. Ot, po prostu dobre rzemiosło, które bawi, intryguje, otwiera światy fabularne, a w nich wszystko to, co pozwala ludziom oderwać się od codziennej szarzyzny.
Drugie pole wypełnia pisarstwo z ambicjami – wymagające oczytania, wiedzy, inteligencji, aktywnego myślenia w czasie lektury. To literatura dla koneserów i wszystkich, którzy stawiają sobie pytania skomplikowane. Takie książki nie osiągają wielkich nakładów, to jednak one decydują o poziomie kultury i one stają się kanonem „sztuki wysokiej”.
Autorzy nie wybierają sobie pierwszego czy drugiego poziomu. To raczej on wybiera ich. Autorzy także – moim zdaniem – w ogóle nie powinni o tym myśleć, bowiem „demiurg talentu i osobowości sam poprowadzi im rękę i uplasuje ich na właściwej półce wartości.
Myślę, że ambitny autor nie powinien zastanawiać się nad losem i powodzeniem tego, co pisze. Powinien iść za własnym głosem, „emitować” własny język i wysławiać własny światoobraz.
Niedawno czytałem powieść pewnego polskiego pisarza z Kanady. Opasła, tonąca w szczegółach, zawierająca na końcu wiele stron przypisów i bibliografii. Rzecz absolutnie filozoficzna, o ambicjach graniczących z esejem, choć mająca także intrygującą fabułę. Zastanawiałem się, kto przez tę „cegłę” przebrnie. Jej szczegóły i zakamarki wymagają czytelnika przygotowanego, wykształconego, na dodatek takiego, któremu bliska jest filozofia. Gdyby autor poszedł „na skróty”, powieść stałaby się dobrą lekturą dla każdego.
A jednak dobrze, że nie poszedł. Napisał to, co dla niego było arcyważne. Zostawił na piśmie rozważania, których zlekceważyć się nie da. I to – bez względu na znikomą poczytność książki – czyni ją wyjątkową.
Zwłaszcza w poezji podobny mechanizm przynosi sukcesy. Nie rynkowe, raczej czysto literackie, które pozostają jako ważny zapis autorskiej osobowości. Tylko taki „ślad po sobie” jest czegoś warty. Każda literatura, która stawia egocentryzm i myślenie – tak, tak – ponad populizmem jest warta grzechu i dokłada do wszechbiblioteki cegiełkę wyostrzającą wizerunek świata oraz podtrzymującą sens kultury pojmowanej jako świadectwo czasu i naszych z nim porachunków.