Miejsca zaczepienia
Wpis dodano: 23 listopada 2018
Marynarze wiedzą: dobrze jest mieć swoje ulubione porty. Ja mam trzy i nie są to ani Hamburg, ani Antwerpia, ani Szanghaj. Moje trzy główne porty, to: Salon Literacki Doroty Ryst, Latarnia Morska Lecha Jakóba i Gazeta Kulturalna Andrzeja Dębkowskiego.
W tej ostatniej publikuję stały felieton pt. Mniej więcej i teraz wisi na tej gazecie mój 165 odcinek. Zważywszy na to, że GK jest miesięcznikiem, to policzcie ile już lat tam „się produkuję”. Poza tym GK ma – co ważne –dwa wydania: internetowe i papierowe.
Drugi port to wspomniana Latarnia Morska. Rezyduję tam od lat, ale nie pamiętam od ilu, ponieważ nie indeksowałem tego cyklu. Tam zamieszczam niemal co tydzień recenzję z jakiejś książki.
Trzecia przystań to Salon Literacki. Tam zawisły już 43 comiesięczne odcinki zatytułowane Wspominki tetryka.
Fruwam też na innych portalach, ale stanowczo rzadziej i nieregularnie. Poza tym współpracuję jako recenzent w tygodniku „Twórczość”. Osobną moją „trybuną” jest moja witryna literacka www.zulinski.pl gdzie teraz czytacie ten wpis.
Czasami znajomi pytają mnie: co ty tak piszesz i piszesz? Odpowiedź jest prosta: bo nic innego nie umiem. Publikować zacząłem od pierwszej połowy lat 70-tych. Praca czysto literacka i redaktorska okazały się zawodem. I tyle.
Wielką ulgę przyniosło mi przejście na emeryturę. Teraz jestem już sam sobie sterem, żaglem, okrętem. Boję się tej chwili, kiedy „złamię pióro”. Co ja wtedy pocznę? Przecież nic innego nie umiem. Czasami myślę sobie, że umrę stawiając ostatnią kropkę w jakimś tekście i wysyłając go do druku. I to byłby dar z nieba.
Wszystko to ładnie brzmi, ale nie mam złudzeń: podskakuję w drugim szeregu literackim. Nie szkodzi! Dzięki pisaniu mam ulubione zajęcie. Ono poza tym jest na dodatek mobilne (prelekcje, wieczory poetyckie, warsztaty poetyckie, sympozja, festiwale literackie itp.). Znam środowisko i mam w nim swoje konkretne miejsce. To mi wystarczy. To mi wypełnia życie.