Między dziełem a czytadłem
Wpis dodano: 5 lutego 2016
Literatur jest wiele. Książki, a zwłaszcza proza, powinny być segregowane w różnych regałach. No bo na przykład jak postawić znakomitą w swojej klasie Katarzynę Grocholę przy znakomitej w swojej klasie Oldze Tokarczuk? Grochola uprawia prozę, do której przyległo miano „czytadła”, Tokarczuk – z zupełnie innej półki. Jest prawdą zapewne, że Grochola cieszy się większą poczytnością niż Tokarczuk. Ma większe nakłady, większą popularność. Itd., itp.
Czy powinno się pomstować na ten stan rzeczy? Owszem, można, ale po co? Sytuacja jest stara jak świat – jest sztuka wyrafinowana, intelektualna, i jest sztuka popularna, „rozrywkowa”. Była Mniszkówna i był Gombrowicz. I niewiele na tego typu antypodach się zmienia. I chyba nigdy się nie zmieni.
Dawniej mówiło się „literatura dla kucharek”. Ale na szczęście życie się zdemokratyzowało i starcza miejsca zarówno dla Magdy Gessler jak i dla Marii Janion. Z tą różnicą, że nowa książka Gessler wyjdzie w zdecydowanie większym nakładzie niż nowa książka tej drugiej autorki. I obie książki trafią do zupełnie różnych czytelników.
Niektórzy pomstują na ten układ rzeczy. Idealiści! Społeczeństwa były, są i będą zróżnicowane. I nie idzie tu tylko o poziom wykształcenia, ale o różnicę zapotrzebowania na tzw. wartości niematerialne. Kibice sportowi zawsze będą liczniejsi niż koneserzy książek. Kultura „rozrywkowa” zawsze będzie skupiała więcej odbiorców niż kultura „wyrafinowana”. Homo ludens dominuje nad homo intelektus.
Nie mam złudzeń co do poprawy tej sytuacji. Ale też nie zadręcza mnie ona. Wydaje się normalna i naturalna. Idealiści mogą rwać sobie włosy z głowy na takie dictum i wyzywać mnie od szkodników; proszę bardzo. Każda kultura, im bardziej wyrafinowana, tym bardziej zawężony ma krąg odbiorców. Koszyk ludzkich rozrywek jest bogaty i zróżnicowany, na jego dnie spoczywają cymesy dla koneserów. Populizm nie sięga tak głęboko. Ta reguła utrwala się od pokoleń i nic na to nie poradzimy. Nie powinniśmy się nawet dziwić. Większość ludzi żyje codziennym „behaviorem”, a nie zaspokajaniem potrzeb wysokich. I to nie znaczy, że są to ludzie gorsi od nas. Wręcz przeciwnie – spotykamy pośród nich ludzi od nas piękniejszych duchowo. O tym, przede wszystkim o tym trzeba pamiętać. O nas czasami mówi się, że „zjedliśmy wszystkie rozumy”. Oj tak! – nawet z własnym, mimo że czytaliśmy Dostojewskiego, Manna czy Hessego. Dlatego ubolewania nad stanem kultury literackiej ani mnie grzeją, ani ziębią. Ona zawsze ma swoją cudną ofertę dla tych, którzy chcą, a inni mają inne źródła ładowania własnych akumulatorów. Ubolewać należy tylko nad tymi, którzy żadnego źródła nie znaleźli. To nierzadka przypadłość i jeśli ktoś znajdzie receptę na jej poprawę – to chylę czoła.