Mapa edytorska
Wpis dodano: 2 grudnia 2019
Pierwszy tomik wierszy wydałem mając 26 lat. Wtedy, w 1975 roku, lawiny debiutów nie było. Wydawnictwa były wyłącznie państwowe i tak wiele jak dzisiaj ich nie było. Lawina ruszyła dopiero wtedy, gdy „odpaństwowiono” życie literackie. Oficynę wydawniczą mógł sobie założyć kto chciał, toteż zaczęły one powstawać jak grzyby po deszczu. A dalej to już wiecie, jak to się potoczyło.
Powoli jakoś ta nowa sytuacja zaczęła się kształtować. Po iluś tam latach rynek wydawniczy umocnił się i rozbujał „na całego”. W tej „całości” narodziły się dobre, szacowne oficyny i te drugo– i –trzeciorzędne. I tak obecnie wygląda nasz rynek wydawniczy.
Ten róg obfitości to istna mozaika. Nadal istnieją trzej tytani o wieloletniej renomie: PiW, Wydawnictwo Literackie i Czytelnik. Jest ich oczywiście więcej, ale ta trójka nadal wyprzedza peleton.
Gdybym miał wymienić inne dobre oficyny, to nie starczyłoby mi tu miejsca. Jednak nieporównywalnie więcej jest oficyn o przeciętnej marce.
Myślę, że wciąż znakomite wydawnictwa są w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu itd. Ale jest także sporo wydawców prywatnych, którzy trzymają wysoki poziom. Dla mnie na przykład taką oficyną jest szczeciński Zaułek Wydawniczy Pomyłka Cezarego Sikorskiego. Tamże też niezwykle aktywne jest Wydawnictwo Forma.
Dostaję często tomiki wierszy polecane przez bliżej nieznanymi mi wydawnictwa. Nie znaczy to, że jest tzw. „chłam”, ale tu bywa z tym już różnie – trochę lepiej, trochę gorzej.
Pytanie fundamentalne brzmi tak: jak po latach ten róg obfitości będzie przetrzebiony? No, jakoś będzie, bo zawsze zdarzają się rodzynki, jednak nie można wykluczyć, że nie przebiją się przez ten gąszcz autorzy warci „przebicia”.
Ech, wszystko się zmieniło… Może z jednej strony na lepsze, ale też i na gorsze. Ja rozkładam ręce i życzę wam, byście dali sobie z tym radę. Jest jedna ścieżka do sukcesu: talent!