Logika poezji
Wpis dodano: 7 marca 2016
Za świętej pamięci Komuny, a konkretnie w 1968 roku, furorę zrobiło takie powiedzonko: robotnicy do roboty, literaci do pióra, pasta do zębów. Jak widzicie, dowcip polegał na odświeżeniu starej reguły: co ma piernik do wiatraka?
„Technologia” tej sympatycznej maksymy odwołuje się do logiki. Czy my, poeci (ach! poeci!), podlegamy jurysdykcji logiki? No, sprawa jest skomplikowana. Staff pisał: I niech wiersz, co ze strun się toczy, / Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki, / Tak jasny jak spojrzenie w oczy / I prosty jak podanie ręki. Niestety, wiersz nie posłuchał Staffa, olał rytm, rym i dźwięki, i zaczął wyczyniać tańce św. Wita. Ale to była tylko rewolucja formalna, tzn. odnosząca się do formy.
Mnie tutaj raczej chodzi o komunikatywność wiersza. Każdy z nas zapewne nadział się na wiersze, których nie rozumiał. Tu działają dwa mechanizmy: albo nie rozumiał, bo nie umiał dostatecznie wczytać się w wiersz, albo nie rozumiał, bo wiersz był bełkotliwy, więc szansy zrozumienia nie dawał.
Rewolucja zaczęła się w XX-leciu międzywojennym. Poezja zaczęła odchodzić od wiersza regularnego, zaczęła się „prozaizować” (w związku z czym wymyśliłem kiedyś termin: proezja) i tak powstał tzw. wiersz wolny, nieregularny. I to zwłaszcza w nim możliwe są „przewody myślowe”, przez które nie zawsze umiemy się przebić. Na dodatek powstała także tzw. poezja lingwistyczna, wyczyniająca wygibasy z językiem, który może się mijać z naszym językiem. Kompetencje naszej recepcji są przecież rozmaite. Weźmy na to taki Tymoteusz Karpowicz – oj, trzeba mieć predyspozycje szczególne, żeby za nim podążać. Ja na przykład miałem ostatnimi czasy problem z przebiciem się przez tomik Leszka Szarugi pt. Logo Reya. Wiem, że to świetny zbiór, czuję to, słyszę, ale zacząłem pisać recenzję, której nie skończyłem. Mam nadzieję, że w końcu pokonam swoje własne przeszkody i niedostatki recepcji. Że rozszyfruję do końca „logoreę” w zbiorze Logo Reya.
Ale sporej części poetom zdarza się prawdziwa logorea. Tylko oni wiedzą, co napisali i co mieli na myśli. Trzeba znaleźć klucz do ich rozumowania i języka. Czasami jest to po prostu niemożliwe. Jednak istnieją w literaturze takie dzieła (np. Finnegass Wake Jamesa Joyce’a), które pozostają zrozumiałe tylko dla garstki czytelników. Oni wygrywają z nami. Oni rozumieją to, czego my nie rozumiemy. Tak więc ostrożnie z ocenianiem „bełkotu”. A że on skądinąd istnieje – to druga prawda. Wtedy nie wysilajmy się i po prostu czytajmy to, co lubimy i co do nas trafia.
Osobiście jestem za poezją komunikatywną. To nie znaczy, że łopatologiczną, że „dosłowną”, że tak jasną i prostą, jak chciał tego Staff. Na szczęście problem nie istnieje, bo mamy do wyboru tyle dykcji, tyle warsztatów, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Logika poezji ma wiele odmian. Logika czytelników ma w czym wybierać.