Książko wróć!?
Wpis dodano: 11 kwietnia 2016
W TV ogłoszono wyimki raportu o czytelnictwie. Dowiedziałem się po raz kolejny, że jest kiepsko. Około 63% ludzi nie przeczytało w 2015 roku ani jednej książki. Przeciętny Polak ma ponoć w swoim domowym księgozbiorze od 20 do 50 książek. No, dumy czytelniczej taka liczba nie buduje.
Raport taki robi co roku Biblioteka Narodowa. Omówienie raportu za rok 2015 znajdziecie m.in. pod linkiem http://www.spidersweb.pl/2016/03/raport-o-stanie-czytelnictwa-2015.html
Ja mam w domu (a mieszkam w tzw. kawalerce) ponad tysiąc książek. Na pewno nie mniej. Moja dziupla tak zapchana regałami, że nie mam już gdzie nowych książek wciskać. A jak którąś mam znaleźć – to horror. Nie da się inaczej, bo wszystkie regały narzucają nam reżim rozmiarami swoich półek, więc do tego dopasowujemy układ książek – na ogół ich formatami. Układ według gatunków czy tematyki w większości domów jest nierealny. Tyle mi się tylko udało, że nad biurkiem trzymam słowniki, leksykony i encyklopedie. Reszta to bałagan.
Ale wróćmy do tematu… Ta panorama „skąpego czytelnictwa” jest warta analizy. Spadek czytelnictwa ma swoje przyczyny. Po pierwsze: konkurencja medialna, czyli królestwo telewizji. Po drugie: kino (łatwiej jest np. obejrzeć w kinie Krzyżaków lub Imię roży niż męczyć się czytaniem). Po trzecie: wszelka oferta rozrywkowa, która wypycha książkę z nawyku lektury. Po czwarte: nowy styl życia (rozrywka, podróże, urozmaicone hobbies itp.). Po piąte: zapracowanie, tzn. wzrastający brak czasu, co nie sprzyja czytelnictwu. Po szóste: intensyfikacja spragmatyzowanego stylu życia, tzn. coraz więcej pracujemy i gonimy za pieniądzem, z którego to powodu nie mamy czasu na dobrą lekturę w ciepłym fotelu. Po siódme: prymat wykształcenia ścisłego nad wykształceniem humanistycznym. Po ósme: usytuowanie pisarzy w ogonie mody na celebrytów. Po dziewiąte: bogata oferta przestrzeni internetowej, w której książka prymu nie wiedzie. Po dziesiąte: z powyższych powodów niewpajanie dzieciom nawyku lektury, a więc „wychowanie bez książki”.
Zapewne jakiś dobry socjolog kultury rozwinąłby i lepiej opisał tę moją wyliczankę, ale mniejsza o to. Tak czy owak pióro, długopis, klawiatura komputerowa, poligrafia są zastępowane innymi „narzędziami” komentowania świata i życia. Jednak i w tym chyba nie sęk. Raczej w dość odmiennym stylu życia i przeformatowaniu inteligencji kreatywnej.
Oczywiście kres książki to jeszcze kwestia kilku pokoleń. Czy należy bić w dzwony i bębny? Ha, nie zaszkodzi, ale też nie pomoże. Kolejne generacje będą coraz mniej rozumiały naszą „rozpacz za książką”, bo będą żyły w innym „alfabecie” komunikacji społecznej. Nie będą rozumiały naszego żalu, tak jak my teraz nie rozumiemy „nadchodzącej infrastruktury umysłowej”. Czy w ogóle istnieje jakieś pocieszenie? Na szczęście tak: kultura nie umrze; ona tylko zmieni swoje środki wyrazu i komunikacji. Na przykład e-booki i tablety uważam za wynalazki znakomite. Owszem, nie lubimy rewolucji, ale one jednak popychają świat do przodu.