Koronawiraż
Wpis dodano: 25 września 2020
Ten tytuł zapożyczyłem od Staszka Nyczaja. Ładne, celne i nowe to słowo.
Rzeczywiście od kilku miesięcy Ziemia zwirowała i nadal tańczy swoje niespokojne wygibasy i wiraże.
Z okna mojego domu i w TVP widzę niebo jakiego dawniej często nie było: chmury niepospolite, pożary leśne, wichury zrywające dachy z domów, nagłe burze…
Jakaś zaraza nas dopadła, a „spokój meteorologiczny” jest nieprzewidywalny.
Oczywiście żyjemy, trwamy, ale ludzie zbyt często umierają, bo właśnie te „koronawiraże” okazują się niebezpieczne.
Wojna nad Ziemią toczy się!
Nieprzewidywalny jest jej koniec. Już teraz padają przewidywania, że to może trwać jeszcze kilka lat.
Jednak mimo to nadal żyjemy – chodzimy do pracy, robimy to, co zawsze. Ale w uszach bębni nam coś niewiadomego.
Nie mamy żadnego wyjścia.
Moje okno wychodzi na ogródek jordanowski. Przychodzą tu rodzicie i dziadkowie, a ja patrzę na te maluchy, które uwielbiam (bo jestem fanatycznym dziadkiem), i myślę, że one dorosną do okresu, kiedy już o żadnej pandemii nic nie będą wiedzieć. I to jest jedyna nadzieja!
Sinusoida życia jest kapryśna. No, niech sobie będzie, byle Ziemia dała nam znać, że nie ma zamiaru się rozpadać.