Klata poza klatką!
Wpis dodano: 12 stycznia 2014
Teatr nigdy nie był ani i teraz nie jest dla mnie czymś ważnym. To sztuka, która mnie nie uwiodła. Wolę obcować z tekstem niż z jego „przedstawieniem”, czyli udrapowaniem w ekspresję aktorską, reżyserską, inscenizacyjną. No, tak po prostu mam… Nie znaczy to, że cokolwiek złego chciałbym nt. teatru mówić. Pojmuję przeżycia tych wszystkich, do których ta „dykta i dykcja” przemawiają. I chyba rozumiem, co to znaczy być wielkim reżyserem czy aktorem. To jednak na scenach dostrzegałem.
Trochę o tym myślałem ostatnio, po awanturze, jaką wywołał Jan Klata w krakowskim Teatrze Starym inscenizacją Drogi do Damaszku Strindberga.
Niedawno dowiedzieliśmy się – już po tej awanturze – że minister kultury ponownie powołał Klatę na dyrektora Teatru Starego. Kamień spadł mi z serca! Minister, gdyby posłuchał oburzonego „głosu ludu” – ośmieszyłby się. Minister nie jest od cenzurowania, a nawet od recenzowania. A teatr, jak każda arena sztuki, jest od eksperymentowania, szukania nowych środków ekspresji, a nawet prowokowania i obrazoburstwa. Sztuka w samej swej Metaforze ma prawo mówić językiem dalece wykraczającym poza uzusy i kanony. Ma prawo prowokować i stawiać odbiorcę w sytuacji, z którą on sam musi sobie poradzić. Ci, którzy oczekują jasności i kanonu, powinni z daleka trzymać się od sztuki, czyli przestrzeni całkowicie im obcej. Skoro jednak obcej, czy to znaczy, że złej?
Padały pośród krytyków inscenizacji Klaty argumenty, że reżyser powinien sobie eksperymentować gdzie chce, ale nie w teatrze mającym status Narodowego. Ta racja też jest mi całkiem obca. Co to znaczy: Narodowy? W kółko przerabiający męczeństwo naszych Kordianów i Konradów? Przecież to już mamy raz na zawsze w kanon wpisane, nic tu się nie zmienia i zmieniać nie musi. Co to znaczy klasyka? Dla niej już Witkacy jest enfant terrible. A teatr Gombrowicza czy Grotowskiego – on jest narodowy czy nie? I w końcu: po co w Teatrze Narodowym wystawiać jakiegoś Strindberga? Po cholerę on nam?
Moje pojmowanie „teatru narodowego” nie wyklucza teatru nowoczesnego, eksperymentalnego, prowokacyjnego, obalającego zastygłe tworzydła. I dziś chyba taki teatr jest nam bardziej potrzebny niż klepnie paciorków z klasyki.
Składam więc gratulacje ministrowi kultury za tę śmiałą decyzję, a Janowi Klacie życzę, by wytrzymał dookolną obstrukcję. W ogóle myślę, że przy okazji obnażył naszą hipokryzję. Dam sobie głowę uciąć, że niejeden z protestujących widzów tej inscenizacji Strindberga ma w historyjkach swego własnego życia nie takie sceny i ekscesy. Stało się to, co w każdą niedzielę dzieje się w polskich kościołach: do świątyni wchodzą grzesznicy i tam zapominają, co wyczyniali wczoraj. Chcą tego sacrum, chcą tego oczyszczenia, by zapomnieć o brutalnej prawdzie życia. Także własnego. A już w poniedziałek nie pamiętają, że byli w kościele. Świętoszki!
W „Gazecie Wyborczej” z tego weekendu jest obszerny wywiad z Janem Klatą. Warto go przeczytać, żeby zobaczyć jak totalna jest nieszablonowość tego artysty i jakie dobre w niej intencje. I ile mądrości nie stłamszonej mieszczańskim kanonem. Może właśnie dlatego ja od lat nie chodzę do teatru, że przestał być on żywy i prawdziwy. A „narodowy” to mam na co dzień – wystarczy, że wyjrzę przez okno…