Kalisz – genius loci!
Wpis dodano: 18 listopada 2013
Trzecia edycja kaliskiego Festiwalu Poetyckiego im. Wandy Karczewskiej była zdobyciem kolejnego piętra doskonałości. Boże, ileż tam się działo! Dwa dni wypełnione programem od rana do wieczora, a gdy ktoś chciał wyskoczyć na kawkę czy papierosa, to z obawami, że za dużo straci.
W przeddzień festiwalu odbył się pośród młodzieży szkolnej konkurs recytatorski wierszy Patronki festiwalu – jury przewodniczyła Pani Maria Broniewska-Pijanowska. A potem my słuchaliśmy tych wierszy w nadspodziewanie dobrej interpretacji. A jeszcze potem zaczęła schodzić lawina. M.in. odbył się wernisaż wspaniałych portretów fotograficznych Edyty Fietkiewicz i Pawła Madaja, który zresztą następnego dnia znalazł swą świetną kontynuację w wystawie foto Majki Kuczary – artystki osobliwej, zaskakującej! Zaprezentowała się garstka poetów z licznej grupy Na Krechę, założonej i świetnie prowadzonej przez Łucję Dudzińską. Swoje nowe tomiki pokazał Salon Literacki, opowiadający także o ambitnych planach na przyszłość.
Festiwal Karczewskiej dalece wykracza poza tę kalisko-łódzką pisarkę. Karol Samsel przypomniał sylwetkę i wiersze Edwarda Kupiszewskiego, swoją godzinę miał zmarły przed czteroma laty Kazimierz Furman, Tadeusz Olszewski zaprezentował nie tylko swój nowy tom wierszy, ale także sylwetkę Emila Zegadłowicza (wyszły akurat w Wydawnictwie „Anagram” jego słynne „Wrzosy”, ongiś obrazoburcze), przywożąc nam „w niespodziance” prawnuka pisarza – Mateusza.
Bez wątpienia najistotniejszym momentem festiwalu była prezentacja powieści Wandy Karczewskiej pt. „Odejście”. Udało się ją po latach wznowić, czego trudy merytoryczne znowu wziął na siebie Karol Samsel. To powieść arcyciekawa i ważna. „Odzyskiwanie” Karczewskiej jest ważne z historycznoliterackiego punktu widzenia i dzieło to będzie inicjatywom kaliskim zapisane złotymi zgłoskami. Jeden z fragmentów powieści został także zainscenizowany niczym w profesjonalnym teatrze.
Miał miejsce również turniej jednego wiersza, który w tym roku wygrała Barbara Janas-Dudek, dystansując niemal 50 rywali w tych szrankach.
Festiwal zakończył się koncertem Re-Bell, ale wcześniej wszystkich zachwycił monodram „Nazywam się Iben Rasmussen”, który był perełką inscenizacji i aktorstwa amatorskiego, zdolnego konkurować z profesjonalnym. Myślę, że wszyscy byli też zachwyceni koncertem Tamary Kalinowskiej znanej od lat z „Piwnicy pod Baranami”.
Nie wymieniam tu wszystkich punktów programu. Niechaj to, co powyżej, da wyobrażenie, jak wiele działo się w Kaliszu i na jakim poziomie. To samo nie przychodzi! „Łyżka Mleka” pracuje nad tym cały rok; Izabela Fietkiewicz-Paszek i Teresa Rudowicz dokonują cudów organizacyjnych i programowych, całe to środowisko poetów, aktorów (Jurek Szukalski), piosenkarzy (Patrycja Kliber!) i „łyżkowych” entuzjastów dokunuje po prostu – powtarzam – cudów!
Ech, co ja zrobię jak już mnie przestaną na ten festiwal zapraszać? Utopię się w łyżce wody!