Kaliski Festiwal
Wpis dodano: 7 listopada 2016
We wczorajszą niedzielę wróciłem z Kalisza, gdzie miała miejsce już szósta edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Poetyckiego im. Wandy Karczewskiej. Byłem na wszystkich tych edycjach i z roku na rok nadziwić się nie mogę, jak garstka ludzi, entuzjastów, potrafi kreatywnie działać.
Oczywiście wszystko to zawdzięczamy Stowarzyszeniu „Łyżka Mleka”, którego filarami są: Beata Dąbrowska, Izabela Fietkiewicz-Paszek, Teresa Rudowicz i Beata Wicenciak. Ale kompletna lista członków liczy 40 osób. Jest też kilkoro członków honorowych – i muszę się pochwalić, że pośród nich i ja (co mi się należało nie jak psu buda, tylko jak ślepej kurze ziarno).
„Łyżka” organizuje różne imprezy, dzięki niej Kalisz na co dzień żyje literaturą, a ten Festiwal stał się corocznym wydarzeniem numer jeden.
Tegoroczna edycja była przepełniona i zaproszonymi gośćmi, i kaliską publicznością – jak zwykle. Program był aż przeładowany, jednak arcysprawnie realizowany. To „przeładowanie” miało poza tym – jak zwykle – swoje cudne „wentylatory”.
Co się działo? Po pierwsze: spotkania autorskie. A więc prezentowali się m.in.: Anna Baśnik, Joanna Chachuła, Marek Czuku, Grzegorz Kielar, Paweł Łęczuk, Krzysztof Mich, Anna Maria Musz, Dorota Nowak, Karol Samsel, Cezary Sikorski, Mirka Szychowiak, Piotr Tenczyk… To były solidnie przygotowane prezentacje, mające swoich moderatorów, a więc czytaniu wierszy towarzyszyła za każdym razem rozmowa.
Miała także miejsce prezentacja kilkorga autorów szczecińskiego Wydawnictwa Forma: Bogusława Kierca, Doroty Ryst, Karola Samsela, Grzegorza Strumyka i Łukasza Suskiewicza. To były świetne rozmowy! Dla mnie prezentacja Kierca stanowiła wydarzenie.
Jak wiadomo, w Szczecinie działają dwa znakomite wydawnictwa: wspomniana Forma Pawła Nowakowskiego i Zaułek Poetycki Pomyłka Cezarego Sikorskiego. Tu miała miejsce poniekąd ich konfrontacja. Żadna oficyna nie przegrała – obie wygrały.
Beata Wicenciak i Tomasz Paszek zrobili szczegółowe sprawozdanie ze wszystkich dotychczasowych edycji Festiwalu i aż wierzyć się nie chciało, że w ciągu sześciu lat tyle się działo i tak świetni ludzie tu się pojawiali.
Jak co roku pod jedną ze ścian był długi stół wypełniony książkami, które można było kupować. Tam wiecznie kręcił się tłumek ludzi. A na ścianie estrady przewijały się zdjęcia dokumentujące dotychczasowe wydarzenia. Zaś świetny kaliski aktor, Jerzy Szukalski, recytował teksty jak Jaracz.
A przy tym wszystkim znakomite było zaplecze: kawiarenka na parterze kaliskiego Domu Kultury (bo tam to wszystko się działo). Tak więc mieliśmy swoje foyer: można było zejść na dół, wypić kawkę, coś przekąsić, a za drzwiami wypalić papieroska (no, tam huczała poza tym towarzyska giełda). Innymi słowy: luzik. Jedni siedzieli na sali, inny w kuluarach i tak migrowaliśmy stąd tam, a stamtąd tu nie sztywniejąc na krzesłach. To wszystko się liczy, bo ten Festiwal jest cudnym melanżem porządnej merytoryczności i wspaniałej towarzyskości.
Ten Festiwal od samego początku ma wysoki poziom i wartki przebieg. Dużo się dzieje! Równocześnie ani tu krztyny „akademickości”, ani przynudzania. Panuje tu aura świeża i ożywcza jak górskie powietrze. No więc, Kochani, do zobaczenia w roku 2017.