Jeszcze o krytykach…
Wpis dodano: 14 lutego 2012
Kto jest lepszym poetą? Leśmian czy Przyboś? Staff czy Białoszewski? No właśnie: pytanie jest idiotyczne, bowiem akurat ci poeci są nieporównywalni, mieli tak osobne światy i poetyki, że ich zestawianie jest nonsensem. Owszem, możemy powiedzieć: wolę Przybosia od Leśmiana, a Białoszewskiego od Staffa, ale to zupełnie inna kwestia. To określenie naszych preferencji, naszego indywidualnego wyboru tej a nie tamtej konwencji. Sprawa wydaje się jasna i nie muszę jej tu precyzować.
Dlaczego to piszę? Dla oczywistego uświadomienia, że nie ma jednej poezji, jest wiele poezji – jej formuł, warsztatów, idei. Krytyk ma prawo zakochać się w jednej z nich i poświęcać swą uwagę temu, a nie innemu nurtowi. Nie powinien jednak apoteozować jednego typu twórczości kosztem tych, na które nie zwraca uwagi. Owszem, dopuszczalna jest taka „wyspecjalizowana” krytyka, skupiająca się na upodobanym wycinku literatury, ale dopuszczalne jest także „spectrum szerokopasmowe” (o czym niedawno wspominałem), kiedy krytyk rozumiejący polifoniczność literatury umie i chce ze wszystkich jej realizacji wydobywać teksty najcenniejsze. I wcale nie jest to myślenie eklektyczne, tylko świadome opisywanie dobrych realizacji rozmaitych konwencji.
Spotkałem się niedawno z zarzutem, że zbyt łagodnie potraktowałem ten czy tamten tomik. I tu pojawiła się kwestia obiektywizmu. Ale ja w obiektywizm po prostu nie wierzę lub wierzyć nie chcę i nie zamierzam. Jasne, trzeba umieć odróżnić tekst zły od dobrego, to jest kryterium niezbędne. Jednak w wielu przypadkach podoba mi się coś, na co inni kręcą nosem. Wtedy bronię swego subiektywizmu. Uzurpuję sobie do niego prawo i nie waham się go wyjąć z kabury.
W przypadkach jaskrawie wyrazistych można przeholować – jakąś książkę niesłusznie przecenić, inną niedocenić. Ale krytyk ma prawo do swoich subiektywizmów, fobii i zachwytów, wyborów indywidualnych itd.
W literaturoznawstwie – jak wiadomo – rygory są ostrzejsze, kryteria bardziej precyzyjne. Jednak i tu wybieramy sobie to, co nas interesuje.
Czy literatura traci na takiej nieostrości gustów? Ależ nie. Niemal każdy autor ma swoich zoili i apologetów; niech to się wszystko zderza, konfrontuje, niech będzie spór – byle na argumenty, nie na inwektywy.