Jestem w rozjazdach
Wpis dodano: 13 listopada 2018
…no więc wróciłem z Gorzowa Wielkopolskiego… Oj, działo się, działo! Kilka dni – od rana do wieczora – pełne różnorodnych zdarzeń. Bo ta impreza jest wielowarsztatowa. Biorą w niej udział poeci, malarze, piosenkarze… A rewelacyjny muzyk Jarosław Mielczarek grał jak Paganini (tyle że na gitarze). Dzięki temu o nudzie nie ma mowy, a poszczególne grupy mają czas na prezentowanie swoich działań. Dlatego gęsto jest od kuluarowych rozmów, a więc, wszystko tętni sztuką.
Podziwiam Krysię Woźniak i Czesława Gandę za ich 16. już organizowanie tych spotkań. Wszystko zapięte na ostatni guzik, wszystko utrzymane w żwawym rytmie.
Absolutna większość uczestników to „artyści nieprofesjonalni”, którym jednak nie można odmówić talentu. Ja i Marek Wawrzkiewicz, którzy „prowadziliśmy” grupę literacką, byliśmy zaskoczeni zapałem i umiejętnościami tych osób. Malarze też mieli znakomitego „profesora”.
Jeden dzień spędziliśmy w Zielonej Górze. Oj, tam dopisała publiczność i widać było zaangażowanie w nasze artystyczne hobby. Aż chce się dalej tworzyć, bo jednak okazuje się, że takie prezentacje sycą potrzebę kultury.
Dla mnie już nie po raz pierwszy absolutnym zjawiskiem pozostaje Marzena Szumlańska-Śron, która śpiewa jak Edith Piaff, ale pokazały się też dwie młode piosenkarki, które ja już uważam za rewelacyjne.
*
W piątek (16.XI) jadę z kolei do Kalisza na VIII Festiwal Literacki im. Wandy Karczewskiej. Oj, tam też będzie się działo. W tym roku szczególnie prezentowane będą nowe tomiki Anety Kolańczyk, Grzegorz Marcinkowskiego i Leszka Szarugi, a ja pokażę już trzecie (o czym mało kto wie) wydanie mojego zbioru Ja, Faust – chyba najlepszej z moich książek poetyckich.
Pojawią się miedzy nami tak ciekawe postaci, jak m.in. Uta Przyboś, Mirka Szychowiak, Wojciech Kass, Karol Samsel, Krzysztof Mich…
Rzecz jasna repertuar Festiwalu jest bardziej gęsty niż wyżej o nim wspominam, ale dwie główne jego organizatorki, czyli Iza Fietkiewicz-Paszek i wspomniana Aneta Kolańczyk to są po prostu genialne westalki literatury.
Wokół nas aura zewnętrzna jest od dłuższego czasu ponura i napięta, ale enklawy kultury tworzą jakby osobny świat, który jest racją naszego kreatywnego przetrwania. Gdyby tego kiedyś zabrakło, to ja emigruję na Madagaskar.
Póki co jestem pełen dobrej nadziei, bo tacy akuszerzy kultury, jakich powyżej wymieniłem, to koło ratunkowe w tym ponurym czasie.
PS. Ten wpis będzie wisiał aż do najbliższej niedzieli, bowiem w tumulcie tych wszystkich wydarzeń nie jestem w stanie cokolwiek innego pisać.