Jesienne pitu-pitu
Wpis dodano: 26 sierpnia 2016
Mija okres ogórkowy. Wakacje ma także życie literackie. Oczywiście nie obumiera, ale bierzemy urlopy, rozjeżdżamy się… No więc teraz wszystko wróci do normy. Jesień – moim zdaniem – to dobra pora dla literatury. Nie tylko dlatego, że potrafi być piękna i inspirująca, ale głównie dlatego, że jest „refleksyjna”. Niestety, w jej refleksyjności sporo „wątków schyłkowych”, a nawet funeralnych, lecz z drugiej strony to złoto, te brązy, te sepie nie mają sobie równych. No, pluchy jesienne uznałbym za zbędne, ale nigdy nie ma tak dobrze, żeby było idealnie.
My, ludzie starsi, mamy jesień za swoją patronkę. Taka piękna, taka impresjonistyczna, a wiecznie szepcze nam w ucho: ty staruchu! Śni nam się, że jak listek opadamy z drzewa. Nad głową śpiewa nam rechot grabi i zgrzytanie łopaty. Swąd zgnilizny oraz smród butwienia wdziera się w nozdrza.
Mijający powoli rok 2016 uważam za fatalny. Ileż wojen, ileż zgrozy naoglądaliśmy się. To, co dzieje się np. w Syrii (zwłaszcza w Aleppo) uważam za apokalipsę. Na naszych oczach wali się stary ład, a nowy nie zapewnia spokoju (tym ostatnio kompromituje się Turcja). Siedzimy na jakieś globalnej, tykającej minie. To tykanie słychać też w Polsce. No więc jeszcze tego nam brakowało? Nie chcę doczekać wybuchu tej miny. Więc śmierć ma jedną zaletę: daruje nam ciąg dalszy destrukcji.
Stoicyzm? Tak, wierzę w jego sens. Ale na idealny, doskonały stoicyzm trudno się zdobyć. Cynizm? – ach, on zawsze nonsensowny i bezwartościowy. Optymizm? – religia od wieków go rozniecała, bo z tego zbierała tantiemy. Kwietyzm? – nikt jego zalet jak dotąd nie udowodnił. Hedonizm? – miły piorunochron, jednak pod koniec swych szaleństw bezużyteczny…
No, starczy tej homilii na dziś. Koniec, bomba, a kto czytał, ten trąba.