Irracjonalny narcyzm
Wpis dodano: 9 marca 2015
Nie jestem kibicem sportowym. Końmi nikt by mnie nie zaciągnął na stadion piłkarski czy na tor żużlowy. Nie jestem melomanem aż do tego stopnia, żeby bywać w filharmoniach. Nie jestem kinomanem. Owszem, na jakiś głośny, wyjątkowy film pójdę, ale żeby biegać po kinach – co to, to nie. Nie przepadam za teatrem – ta sztuka „okołoliteracka” najmniej mnie interesuje. Itd. Czy można o mnie powiedzieć, że jestem niekulturalnym chamem? Przecież jednak mam swoją pasję kulturalną – jest nią literatura.
Do czego piję? Ano do tych wiecznych utyskiwań, że społeczeństwo nie czyta książek. A jeśli nawet czyta, to te, które nazywamy czytadłami. Powodzeniem cieszy się tzw. kultura masowa, relaksowa. Poezja lub ambitna proza interesują wyłącznie pasjonatów tych gatunków, czyli tzw. czytelnika wyrobionego lub – mówiąc ściślej – ukierunkowanego. W poezji mamy też spory ruch amatorski – nic dziwnego, że ci autorzy biorą do ręki tomiki wierszy i wypełniają swoim pisaniem oraz dyskusjami sporą przestrzeń „kultury internetowej”.
Słychać lamentacje, że społeczeństwo odwróciło się od książki. I postulaty, że państwo powinno ten trend powstrzymać. He, he, he – niby jak? To są naturalne zjawiska socjokulturowe, które towarzyszą naszym czasom, zwłaszcza w każdym okresie konsumpcjonizmu i transformacji gospodarczych. Lepszy obraz tych zjawisk w słusznie minionych czasach wynikał z mniejszej oferty na rynku jako takim, kiedy to literaturze łatwiej było być ersatzem. Ale nawet i wtedy spotkanie autorskie np. Newerlego przyciągało mniej ludzi niż spotkanie Chmielewskiej czy koncert „Czerwonych Gitar”. Populizm nie jest produktem Ministerstwa Kultury, on bierze się z takich a nie innych mechanizmów tzw. „kulturochłonności” ludzkiej. Poza tym kto powiedział, że przede wszystkim kultura „ubogaca” człowieka? Owszem, marzą o tym autorzy, ale publiczność chodzi własnymi ścieżkami i „ubogaca” się według własnych recept. Znam pięknych ludzi, którym do zapalonych czytelników daleko.
Powtarzam się. O tych sprawach pisałem na tym blogu już niejednokrotnie. Gryzie mnie ten temat. Głównie z tego powodu, że nasze środowisko literackie strasznie się czuje zawiedzione, niedocenione i porzucone. Klasyczne pretensje lobbystyczne! No i, niestety, narcyzm. Ta dosyć wysoka fala poezji, jaka jednak istnieje, nie ma przecież szansy na masowego czytelnika. Każdy powinien się zastanowić, dlaczego każda nowa powieść Wiesława Myśliwskiego rozchodzi się na pniu w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, a mój tomik dwudziestu kolegów ode mnie dostało, a drugie dwudziestu kupiło. Nakład stu egzemplarzy najczęściej w ogóle zaspokaja popyt.
W ogóle istotne jest pytanie, co naród ma czytać? Moim zdaniem ma czytać, co chce, wyłączając z tego filatelistów, numizmatyków, ślusarzy, górników, chłopów mało- i wielkorolnych, inżynierów, bankowców, no, w ogóle te spore rzesze społeczeństwa, którym udaje się zwyczajnie żyć bez poezji. Są gorsi od nas? Takie przekonanie byłoby kolejną komedią i spazmem narcyzmu.