Homilia w sprawach różnych
Wpis dodano: 20 listopada 2020
Do pisania jestem przyspawany. Ale co ja – emeryt – niby miałbym robić? Tym bardziej, że dawnymi czasy robiłem to samo, ale przecież pracowałem w różnych redakcjach, co miało ścisły związek z moją robotą. Oczywiście bywają losy nieudane, smutne, nawet dramatyczne, ale to już inna sprawa. Jednak chyba wielu ludziom jakoś to się – mniej więcej – komponuje. Ja sam mam teraz już większy luzik – chcę to czytam i piszę, nie chcę, to bumeluję lub ucinam sobie drzemkę w moim przepastnym fotelu. Czas leci cudnie i statecznie, ale jednak i twórczo.
Są tacy emeryci, którzy po odejściu z pracy nie wiedzą co ze sobą zrobić. To chyba jest najgorsze co może być.
W moim wieku zdarzają nam się także sprawy cudne. Od kiedy jestem dziadkiem dwóch wnuczek, to fioła dostałem. Taki dar z nieba jest czymś wspaniałym.
Póki jesteśmy młodzi nie myślimy o tym wszystkim. Jesteśmy zbiegani, zaaferowani różnymi sprawami. Dorabiamy się. Kombinujemy. A potem? No, potem nikt i nic nas do niczego nie zmusza i żyjemy „po swojemu”.
Wydaje mi się, że jestem szczęściarzem. Ale bycie szczęściarzem to wielka sztuka. Znałem wiele osób, którzy szczęściarzami być nie umieli. Malkontenctwo trzymało ich w ryzach.
Sztuką życia jest optymizm i eudajmonizm. Wieczni sceptycy i frustraci sami sobie „szyją garnitur” zniechęcenia.
Nasze środowisko literackie to poniekąd szczęściarze, bo uprawianie literatury to jest pasja. Życie bez pasji, bez jakiegokolwiek hobby, jest bardziej ubogie – tak mi się zdaje. Bądź wędkarzem, zagorzałym turystą, filatelistą itp. – to już jakiś krok do „sensu życia”.
Ważne są także marzenia. Ale z tym ostrożnie, racjonalnie, bo one często nie ziszczają się i po prostu zapędzają nas we frustrację.
Oczywistości tu plotę, ale wydaje mi się to bardzo ważne.
I tyle mojej homilii na dzisiaj!