Historia magistra est
Wpis dodano: 9 maja 2016
Tak, historia jest nauczycielką. My tu się kłócimy, dzielimy, a minie trochę czasu i dopiero z tej perspektywy okaże się, kto z jaką łatką przeszedł do historii. Przyszłość poetów, pisarzy jest też nieprzewidywalna. Dzisiejsi idole i frontmeni rankingów powodzenia mogą za 50 lat być ulokowani w dalszych szeregach, a na ich cokoły wejdą autorzy nie doceniani za życia, plasowani w drugiej lidze. Czy zmieniają się gusty? W pewnej mierze tak, ale ja raczej wierzę w inny mechanizm: dorastamy pokoleniami do niektórych lektur, z lotu ptaka zaczynamy dostrzegać bardziej sensowny układ „mapy literackiej”. W literaturze polskiej dosyć spektakularnym przykładem jest Norwid, który po śmierci zaczął robić większą „karierę” niż za życia. Poza tym pewne dykcje i nurty korodują. Np. poetyka Młodej Polski z czasem przestała być euforycznie hołubiona. Po czasie odkryto w niej sporo szmiry. No więc ryzykowne wydaje się wsadzanie na tron za życia poetów lub ich samoistne usadowianie się na tronach. Przyjdzie walec czasu i wyrówna. O tym każdy z nas powinien pamiętać. I tak wielkiego problemu z tym nie ma, bo poetów-zarozumialców chyba raczej niewielu. Większość z nas robi swoje i o wawrzynach potomności marzy ukradkiem oraz z dystansem. Lub w ogóle nie marzy.
Gorzej z politykami. Oni chyba nie mają wyobraźni. Wsiadają do swoich czołgów, wrzucają najwyższy bieg, uprawiają łże-propagandę i wciskają ludziom kit. Taki np. lider „dobrej zmiany” podobny jest do Napoleona tylko wzrostem, a nie formatem. A jego agresywna polityka to ponura hucpa, jakiej dawno nie mieliśmy. Pójdę o zakład, że za ileś tam lat lider znajdzie się na śmietniku historii, jego polityka zostanie oceniona jako „czarne lata” polskiej historii. Czy on nie ma wyobraźni? Czy on naprawdę wierzy, że „czarna dziura” naszego czasu go nie pochłonie? No, nie jestem prorokiem, ale twierdzę, że jego legiony rozpadną się w prochu złej sławy. Nawiasem mówiąc, dziwi mnie u polityków brak wyobraźni. Powinni robić wszystko, aby przejść do historii w chwale i glorii, a sami gotują sobie czarną polewkę.
Istnieje jednak zasadnicza różnica między poetami a politykami. Pierwsi tworzą słowo, a drudzy rzeczywistość. Ci pierwsi marzą zupełnie inaczej niż lider i jego dwór. Wspólne jest to, że jedni i drudzy wierzą w moc języka. Tyle że język literatury nie jest językiem ani propagandy, ani agitacji. Owszem, to się zdarzało i zdarza, ale wielkiej sławy nie przynosi. Bo sława towarzyszy dobrej sprawie, jednak pojmowanej inaczej. Zaś psucie Polski jest i pozostanie psuciem Polski.
No więc: czy historia jest nauczycielką? Banalne pytanie – dla jednych jest, dla innych nie. Ale poetów trzymałbym z dala od historii. Owszem, czasami trzeba dla niej porzucić „cudne manowce”, a nawet pójść na barykady. Przerabialiśmy to od kilku wieków. I wciąż niczego się nie nauczyliśmy. Wiadomo: łatwiej oceniać przeszłość niż teraźniejszość. Jesteśmy – my, poeci – w klinczu. Pisać o ptaszkach i chmurkach czy stawiać bagnet na broń? Nie ma odpowiedzi; jedni zrobią tak, inni – inaczej. Będziemy mądrzy po szkodzie. A szkoda!