Herbert rzecze:
Wpis dodano: 14 czerwca 2011
Niedawno pisałem tu o czołowej – moim zdaniem – dysproporcji w tzw. młodej poezji. O tym, że ona w swej oryginalności językowej, która stała się (i słusznie!) jej główną siłą, nie nadąża za takim opisem świata, który byłby równie istotny.
Czytam właśnie książkę „Zbigniew Herbert – Czesław Miłosz. Korespondencja” – wspaniałą! Dokumentującą nie tylko długie lata znajomości tych obu gigantów współczesnej poezji, ale też intrygujący (i zapewne niepotrzebny) konflikt, jaki między nimi się zrodził. Poza tymi interpersonalnymi relacjami cała masa fantastycznych, wnikliwych uwag na tematy „ogólnopoetyckie”, w których zamyka się także duch epoki, czasów, problemów…
W 1984 roku Herbert pisał o Miłoszu: „U niego odkryłem, że istnieje poezja obiektywizmu, taka, która pozbyła się straszliwego balastu subiektywności. (…) Tę lekcję uznałem. Mnie najbardziej interesuje nie relacja ja i ja, ale ja i świat, to znaczy kiedy podmiot spotyka się ze światem. I to jest wiekopomna zasługa Miłosza”.
Podzielam to zdanie; siedziało ono we mnie już zanim przeczytałem to, co przytoczyłem. Kwestia jest niesłychanie ważna, zapewne do przemyślenia przez wszystkich świadomych wyzwań, jakie poezja stawia i zadających sobie pytania: co ja tu robię?, co ja tu myślę?…