Głową w mur
Wpis dodano: 28 kwietnia 2014
W niedawnym, świątecznym wydaniu „Gazety Wyborczej” ukazał się znakomity wywiad Grzegorza Sroczyńskiego z filozofem Andrzejem Lederem. Tytuł wywiadu wymowny: Folwark polski. Ponoć odbił się głośnym echem w internecie. Nie dziwię się, bo Leder z przekonującą jasnością analizuje błędy ostatnich stuleci, pokazując szlacheckie i folwarczne źródła zaburzenia równowagi społecznej, które trwają do dzisiaj. Jego zdaniem panoszy się brak empatii wobec „nierówności klasowej” oraz postszlachecka mentalność zgarniania zysków pod własny kontusz kosztem taniej siły roboczej. Jest to obecnie kwalifikowane jako „mentalność kapitalistyczna”.
Nie jestem w stanie ocenić, do jakiego stopnia poglądy Ledera są ekstremalnie socjal-lewicowe i w ogóle możliwe do upragmatycznienia. Podział na bogatych i biednych, beneficjentów i wykluczonych to swoista „biologia społeczna”, być może niereformowalna, lecz Leder ma rację postulując zmianę sposobu rozumowania i budowanie „języka równości”.
Między innymi filozof mówi: Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie spory w Polsce polegają na próbie wykluczenia przeciwnika, ustanowienia jednolitego dyskursu, który inne dyskursy unieważni. Świadomość, że świat składa się z wielu różnych stanowisk, które mogą być wobec siebie prawomocne, jest u nas bardzo słaba. Nie umiemy się spierać, umiemy się tylko karczemnie kłócić. I dalej: Podział na panów i chamów przetrwał w naszym odczuwaniu świata.
Bardzo jestem za wszelkim egalitaryzmem i dyskursem koncyliacyjnym, jednak obawiam się, że oczekuję utopii. Spory, wojny samców, przewaga silnych nad słabymi być może są „biologią społeczną”. W myśleniu humanistycznym nauczyliśmy się już ją potępiać, w mechanizmach rzeczywistości – nie. Idealizm komunistyczny zawsze kończył się kompromitującym fiaskiem, a nawet utaczaniem krwi. Pragmatyzm feudalny i kapitalistyczny budował nierówności społeczne (w czym prym wiodła dawna szlachta), lecz w krajach wysoko rozwiniętych przestały być one drastyczne. Obecnie w najgorszym położeniu znajduje się tzw. Trzeci Świat, który stał się kolonią taniej siły roboczej wypasionych burżujów i technokratów cywilizacji zachodniej.
Jedyna nadzieja w kulturze! Jej nieustanny rozwój zmienia świadomość. To się jednak dzieje w żółwim tempie, a na dodatek istnieje obawa, że kultura nigdy nie będzie sterowała racjami ekonomicznymi i behawioralnymi. Że pozostanie piękną niszą i niczym więcej.
Nie wiem, nie wiem… Nie umiem sobie poradzić z tymi dylematami. Nie wierzę, że wojna, produkcja i zysk kiedykolwiek staną się przeżytkiem. Humanizacja tego wszystkiego na pewno posuwa się do przodu, ale jeśli księżyc słabiej świeci niż słońce, to mała nadzieje, że kiedyś będzie świecić mocniej.