Gen kulturowy « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Gen kulturowy

W tygodniku „Polityka” natknąłem się niedawno na taką oto rozkoszną anegdotkę: 10-latek pyta: Mamo, co to jest metafora? Mama: Moje życie to wrak pociągu… 10-latek: Wiem, Mamo, ale co to jest metafora?

Za kolejne 10 lat może ten młodzieniec będzie zgłębiał takie terminy, jak synestezja, oksymoron, parabola, przerzutnia, heksametr, metonimia, synekdocha itd., a metafora będzie mu już dobrze znana.

Do czego piję? Ano do teorii literatury. Pytanie brzmi: czy wiedza teoretycznoliteracka jest nam, ludziom pióra, potrzebna? Odpowiedź brzmi jeszcze bardziej banalnie: nie zaszkodzi, ale też chyba w niczym nie pomoże.

Jestem z wykształcenia polonistą i przez wszystkie te lata, pisząc jakiś kolejny wiersz, nie zastanawiałem się, czy użyć np. peryfrazy, czy nie. Środowisko literackie znam bardzo dobrze, ale nie pamiętam, abyśmy roztrząsali przy kawusi te „ekscytujące” zagadnienia.

Do czego zmierzam? Ano do tego, że wiedza teoretyczna nie jest potrzebna żadnemu autorowi. Poeta pisze intuicją, nastrojem, skojarzeniami, „instynktem”. Czasami amokiem. Oczywiście coś tam wie, bo jeśli napisać chce np. sonet – to wie, co to jest sonet. No więc, chcąc nie chcąc, jakąś wiedzę związaną z pisaniem posiadamy. Ale wiedza nie zapewni nam dobrego pisania.

Znane są te dwie kategorie: poeta doctus (uczony) i poeta natus (naturszczyk). Ten pierwszy „intelektualizuje” swoją twórczość, ten drugi „emocjonalizuje”. Ten pierwszy lubi zaistnieć w „łańcuchu kulturowości”, ten drugi ma swoje źródło w przyziemności. Wiem, że upraszczam istotę rzeczy tymi etykietkami, ale z grubsza do tego sprowadzają się dwa podstawowe modele „temperamentu lirycznego”. Wybierać możemy je sobie jako czytelnicy, lecz jako autorzy – nie, bo zbyt głęboko w nas siedzą te inklinacje.

Psychologia aktu twórczego zawsze jest zindywidualizowana, jednak ona nie czerpie swoich soków z wiedzy. Oczywiście wiedza teoretycznoliteracka zawsze może się na coś przydać, lecz sądzę, że to zdarza się rzadko. Moim zdaniem ważniejsze jest tzw. oczytanie. Poeta czy prozaik powinni wiedzieć, jak przez wieki rozwijała się literatura i co wnosiła do zastanego stanu rzeczy. Powinien też dobrze orientować się, w jakiej obecnej „chmurze literackiej” jemu samemu przyszło tworzyć. Chce czy nie chce i tak „duch obecnego języka” mocno nim steruje. Sęk w tym, że twórcą jest ten, kto także narzuca językowi swoją własną mowę.

Język jest w sporej mierze naszym „dodatkowym kosmosem”. Ci, którzy są pozbawieni kreatywności językowej, żyją w stadzie. Ci, którzy z tego stada uciekają, są twórcami. Lepszymi, gorszymi, ale jednak.

A na koniec pytanie: tylko po co nam to wszystko? Nie będę na nie odpowiadał, bo to pytanie wyjątkowo głupie. Świat ludzki bez ekspresji artystycznej byłby niedostatecznie ludzki. Ale o to nie martwmy się. W akwitańskiej jaskini Lascaux, na jej ścianach, odkryto malowidła z okresu paleolitu. A więc potrzeba tworzenia ma swoją długą tradycję i historię. Zakorzeniła się w naszym kodzie genetycznym. Jest to „gen kulturowy”.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP