Facefighting
Wpis dodano: 16 grudnia 2012
Coraz częściej znajomi pytają, dlaczego nie ma mnie na Facebooku. Byłem, ale się zresetowałem. Sam dobrze nie wiem, dlaczego. Nie odpowiada mi po prostu ten typ „kawiarni”, ten rodzaj „wspólnoty”…
Istotne względy uświadomił mi komentarz znakomitej poetki, Ewy Klajman-Gomolińskiej, na jej witrynie prowadzonej przy portalu pisma „Akant”. Cytuję obszerny fragment:
Na dobrą sprawę społeczność facebookowa, jaka obecnie istnieje, różni się bardzo od społeczności tworzącej polski ekran portali społecznościowych lata temu np. Naszą Klasę.
W głównej mierze profil jest traktowany jako forma reklamy do wypromowania siebie bądź swojej działalności. Tworzą się gigantyczne sieci układów i zależności, co prowadzi czasami do dość zaskakujących w swej treści postów i komentarzy, jak np. przepowiadany Nobel przez jedną poetkę drugiej, znacznie od niej młodszej średnich lotów artystycznych, koleżance. Być może bierze się to z całkowitego braku odpowiedzialności za wypowiadane słowo. Odkąd mamy wolność słowa, straciło ono swoją wartość, jest rzucane bezkarnie w różnych kierunkach tworząc przedziwne struktury semantyczne z jeszcze przedziwniejszym ciężarem gatunkowym. To, co pozornie nic nie kosztuje, traktowane jest bez namaszczenia i należytej atencji. Słowo jest darmowe, Facebook też, więc ekwilibrystyka słowami rośnie… (…)
Psycholodzy alarmują o uzależnieniach wpadających w choroby psychiczne, których wszelakim zaczynem jest Facebook, ale jak do tej pory te alarmy nie docierają do samego jądra niebiesko-białego logo. Każdy stan wirtualny jest jednocześnie wielką otchłanią, która wciąga i nie wypuszcza, bo otchłań jest wielką mocą, czarną dziurą i jednocześnie realnym zagrożeniem. A jeśli sprawia wrażenie wybawienia? Bo przecież XXI wiek to czas bez prawdziwych przyjaźni, bezinteresownie spędzanego czasu i kochania dla kochania. Spotykamy człowieka, sprawdzamy go w Googlach, bo kogo nie ma w Googlach tego nie ma… To i tak jest już tylko połowicznie wirtualne, że otwieramy z nim linki, sprawdzamy potem profil, jeśli zaś ludzie tylko żyją na FB i spędzają tam swoje urodzinki i święta, grają w gry, oglądają zdjęcia, na podstawie pisanych komentarzy określają rys psychologiczny postaci, lubią kogoś lub nie… Niby pozornie nic się nie dzieje. Pozornie, bo jeśli zaczynamy dziesiątki razy dziennie sprawdzać pocztę, profil, zaproszenia do grona znajomych, posty to przeliczmy to na realny czas i… te godziny dziennie przeliczone na tygodnie, miesiące, lata pokazują, że można stracić życie na FB, można nie przeczytać mnóstwa książek, nie obejrzeć mnóstwa filmów, nie pójść na koncert, mecz i co najważniejsze nie spotkać się, nie wziąć za ręce, nie obejrzeć z bliska naszych twarzy, do czego zostaliśmy stworzeni, do realnego bycia ze sobą, do czucia swoich zapachów. Przyzwyczajenie jako druga natura po latach wystawi rachunek polegający na nieumiejętności, mimo orbity pobożnych życzeń, funkcjonowania w realu, bo ekran daje poczucie bezpieczeństwa, że nas nie widać, że w każdej chwili możemy się wymigać od kłopotliwych odpowiedzi i udać, że nas już nie ma lub jesteśmy zajęci…
Facebook jest tak zachłanny i niedyskretny, że nawet fruwa w nim masa moich zdjęć, choć mnie tam nie ma. Owszem, niech sobie będą, zastanawiam się tylko, czy to targowisko nie staje się rzeczywiście wirtualnym światem wypaczającym optykę świata realnego. Daje on też pożywkę osobom, które gospodarują swoją wiedzą w sposób napastliwy i nazbyt dowolny. Licznym, autentycznym i pięknym przyjaźniom facebookowym towarzyszą też antyprzyjaźnie i kampanie nienawiści, które w ogóle w Internecie wyzwoliły się jak dżin z butelki. Sprzyja temu możliwość anonimowości. Z ludzi wyłazi okropna natura: anonimowo robią takie świństwa, jakich z odkrytą twarzą nigdy by się nie dopuścili. Jest to jakieś rozdwojenie jaźni i głębokie zaburzenie osobowości. Jest to po prostu nieetyczne. Ale o czym ja tu mówię? Cały świat stoi coraz bardziej w rozkroku: jest coraz lepszy i coraz gorszy zarazem. Twarz Doriana Graya robi karierę. Zło i dobro są bardziej bliźniacze niż kiedykolwiek były.