Eseista, krytyk, recenzent
Wpis dodano: 7 kwietnia 2014
Czym się różni eseista od krytyka? Chyba niczym, oprócz tego, że każdy eseista jest krytykiem, lecz nie wszyscy krytycy są eseistami. Na pewno też każdy recenzent jest krytykiem. Recenzja jest elementarnym gatunkiem krytyki literackiej. Między recenzją a esejem jest jeszcze gatunek zwany szkicem.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że co ambitniejsi recenzenci / krytycy z biegiem czasu ewakuowali się do eseistyki (właśnie m.in. dzięki pisaniu szkiców). Eseistyka to tworzenie panoram, syntez, rozbudowanych analiz. Eseista nie interesuje się „hurtem”, nie idzie mu o „bieżąca sprawozdawczość” życia literackiego. Owszem, obserwuje je, ale wyciąga z niego swoje rodzynki, istotne zjawiska, przemiany, ewolucje i o nich głównie pisze. Poświęca się także monografiom na temat autora / autorów w jego mniemaniu ważnym. Eseistyka z natury rzeczy jest też bardziej „unaukowiona” niż bieżąca krytyka literacka.
Czy chcę tutaj wygłaszać epistołę o wyższości eseistów nad recenzentami? Niekoniecznie. Być dobrym, wnikliwym recenzentem to też niemała sztuka i bardzo potrzebna życiu literackiemu. Pożądana jest jednak pewna wybiórczość. Recenzent nie musi znać się na każdej „dykcji”, nie musi „recenzować wszystkiego”. Ma prawo do swoich preferencji, do rozumienia jednej poetyki mniej, innej bardziej itd. Taki, który równie dobrze zna się na „liryzmie” jak i na „lingwiźmie”, to najczęściej ktoś, kto wyboru nie dokonał i tłucze te swoje recenzje „jak leci”. Czasami to także niezłe rzemiosło, ale chyba jednak krytyk powinien być bardziej wyrazisty. Powinien dbać o to, by jego uniwersalizm nie zamienił się w zmechanizowaną produktywność.
Czy czytaliście dużo recenzji np. Jana Błońskiego, Marii Janion, Kazimierza Wyki, Artura Sandauera? Owszem pisywali je. Ale tych i im podobnych autorów w okresie powojennym mieliśmy może kilkudziesięciu, a recenzentów – setki. Obecnie wysyp recenzentów pomnożył internet i gatunek zwany „recenzją” kwitnie jak szalony. Czasami aż płakać się chce, gdy to się czyta. Z grubsza rzecz biorąc, nic złego się nie dzieje, literatura sobie a recenzenci sobie, złe książki pozostaną złymi, przeciętne przeciętnymi, a dobre dobrymi. Może nawet i dobrze, że dzisiaj istnieje taka łatwość druku? Najlepszym recenzentem jest Czas. On działa jak prawdziwe sito. A bieżące życie literackie nie traci na jazgocie, bo w każdym stawie muł opada na dno, a krystaliczna woda pojawia się na wierzchu.
Dlatego te wszystkie wojny, krucjaty, jazgoty mało mnie grzeją i mało ziębią. Wiem, że są one naturalne. Jestem zadowolony nie tylko z wielkiej liczby poetów i recenzentów, ale i tego bałaganu, którego na bieżąco nie da się posprzątać. Ale to wszystko jednak czeka na swój filtr i się doczeka. Bylibyśmy w gorszej sytuacji, gdyby ludzie nie pisali. Ale fenomen w tym, że piszą jak najęci. I to w czasach, kiedy – zdawałoby się – konsumpcjonizm i pragmatyzm życia rośnie. To by znaczyło jednak, że tzw. duchowość nie wygasa. Może nawet coraz częściej staje na placu apelowym wyznaczonym przez mechanizm wieków?
Tak więc piszmy wiersze i recenzujmy je. A kto mierzy wyżej, niech się zabierze poważnie za to wszystko.